Najsłynniejsza na świecie Notre Dame w grudniu rozpocznie całoroczne obchody swoich 850. urodzin. Ale to cud, że katedra jeszcze stoi na paryskiej wyspie.
Przeszkadzała m.in. francuskim rewolucjonistom, którzy tylko dlatego nie zdążyli zniszczyć jej całkowicie, że wpadli na pomysł, by przerobić ją na Świątynię Rozumu. Później przewracali się zapewne w grobach, gdy w katolickiej ponownie katedrze Napoleon Bonaparte koronował się na cesarza Francuzów w obecności papieża. Nie mówiąc już o tym, że w XX wieku odbył się w niej pogrzeb prezydenta François Mitteranda, a prawie trzy dekady wcześniej msza żałobna w intencji gen. Charles’a de Gaulle’a. Udająca czasami laicką Francja kolejny raz musiała przyznać, że tzw. zburzenie Bastylii nie jest jedyną „świętością” w kanonie V Republiki. Dziś na pierwszy rzut oka katedra przypomina imponujące muzeum pamiątek po chrześcijaństwie (jak mawiają z ironią niechętni Francuzom), odwiedzane przez miliony turystów rocznie. Ale to nie jest cała prawda o tym miejscu. Między ciągnącą się od rana do wieczora kolejką zwiedzających, odgłosem „migawki” iPadów japońskich globtroterów, dźwiękiem monet w znajdującym się przy wyjściu sklepiku z licznymi souvenirs – toczy się jeszcze inne życie katedry. Długie rozmowy z księdzem i spowiedź w zaszklonych konfesjonałach, szczere łzy pątników całujących relikwie korony cierniowej, piękna oprawa liturgiczna Mszy św. przy zajętych przez wiernych niemal wszystkich krzesłach, stojąca niemal godzinę przed ołtarzem, w modlitewnym skupieniu, para zakochanych. A każdy z wchodzących do katedry, wierzący lub nie, dotknięty harmonią i subtelnością gotyku, musi sobie zadać pytanie: kto wymyślił tę ahistoryczną tezę o ciemnym i zacofanym średniowieczu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina