Muzeum Wsi Lubelskiej. Konie mknęły szybko. Latem ciągnąc za sobą bryczkę lub linijkę, zimą sanie. Kiedy na horyzoncie pojawiała się aleja wysadzana lipami, przyspieszały jeszcze kroku, jakby świadome, że zbliżają się do celu. Za szpalerem z drzew ukazywał się dwór.
Otynkowany, pomalowany na biało, z gankiem, nad którym wisiał wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej na znak, że rodzina oddała się Jej w opiekę. Nie była to manifestacja wiary ani określenie wyznania, bo w tamtych czasach wszyscy Pana Boga traktowali poważnie i Kościół katolicki miał z rodziny prawdziwą pociechę. Powóz zatrzymywał się przed gankiem, okrążając wysadzany kwiatami gazon przypominający dzisiejsze ronda. Przybyli do dworu wchodzili do szerokiej sieni, gdzie zostawiali wierzchnie okrycie, które służba chowała do pięknych szaf lub skrzyń. Zimą były to futra, głównie z wilczych skór, latem lekkie płócienne płaszcze, zakładane, by chroniły odzież przed kurzem wzbijanym przez końskie kopyta. Tak było w większości polskich dworów ziemiańskich na Lubelszczyźnie w okresie międzywojennym, gdy Polska odzyskała niepodległość. W Muzeum Wsi Lubelskiej czas się zatrzymał. Dwór z Żyrzyna, który stał się modelowym przykładem życia ziemian, z pieczołowitą dokładnością oddaje tamte czasy. – Widać go z każdego sektora wiejskiego muzeum. Przepięknie położony, niemal na krawędzi wysoczyzny nad doliną Czechówki, jest centralnym obiektem sektora dworskiego, który ponadto tworzą: założenie ogrodowo-parkowe z ogrodem ozdobnym, parkiem krajobrazowym, gazonem z aleją dojazdową wysadzaną lipami, oraz elementy zespołu folwarcznego z czworakiem z Brusa, spichlerzem dworskim z Turki, sadem owocowym oraz spichlerzem dworskim z Piotrowic i dworkiem z Huty Dzierążyńskiej – mówi pani Łucja Kondratowicz-Miliszkiewicz, która nad odtworzeniem każdego drobiazgu z życia dworu długo pracowała.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Gieroba