Krowy wypasane na łąkach w pobliżu terenów zabudowanych nie mogą nosić na szyi tradycyjnych dzwonków, gdyż ich dźwięk może zakłócać sen okolicznym mieszkańcom - orzekł sąd w Styrii, na południowym wschodzie Austrii. Rolnicy są wściekli i protestują.
O trwającym od ubiegłej jesieni sporze napisał w poniedziałek niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
Dwie rodziny z miejscowości Stallhofen pod Voitsberg w kraju związkowym Styria, zawiadomiły miejscowe władze o popełnieniu przestępstwa, twierdząc, że dzwonki krów pasących się na pobliskim pastwisku zakłócają ciszę nocną.
Sąd pierwszej instancji skazał właściciela zwierząt na grzywnę w wysokości 100 euro, zakazując mu w przeszłości zakładania krowom tradycyjnych dzwonków.
Ukarany rolnik nie pogodził się z decyzją sądu i przystąpił do kontrataku. "Dzwonki są częścią tradycyjnej specyfiki terenów wiejskich, a ich dźwięk odbierany jest przez wiele osób jako kojący" - argumentował. Twierdził ponadto, że dzwonki są ważnym czynnikiem integrującym stado.
Jednak sędzia Erich Kundegraber z sądowej izby wyższej (senatu) dla Styrii, który na wniosek stron przeprowadził w maju wizję lokalną, podzielił argumenty przeciwników dzwonków. Jego zdaniem kontrowersyjne dźwięki rzeczywiście mogą zakłócać ciszę nocną. "Autorzy pozwu nie mogli spać, byli jednym wielkim kłębkiem nerwów" - wyjaśnił, podtrzymując poprzedni wyrok.
Z tego powodu Kundegraber stał się wrogiem publicznym wiejskiej społeczności w Styrii. W internecie zaroiło się od krytycznych uwag, na określenie postępowania przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości pojawia się szczególnie często termin "bezczelność".
Poparcie dla ukaranego rolnika wyraziły organizacje rolnicze. Hans Juergen Reinprecht z izby rolniczej w Voitsberg nie kryje oburzenia: "Ludzie stają się przewrażliwieni. Krowi dzwonek należy przecież do naszej wiejskiej kultury". "Jeszcze trochę, a władze zabronią bicia w dzwony kościelne" - dodał.
Reinprecht obawia się teraz fali pozwów przeciwko krowim dzwonkom, zaś cytowany przez "SZ" szef izby rolniczej Tyrolu idzie jeszcze dalej w swej krytyce: "Jeżeli sąd traci czas na takie drobnostki, to znaczy, że mamy za dużo urzędników".
Sędzia Kundegraber pozostaje pomimo krytyki jednak nieugięty: "To jest wyrok precedensowy i powinien być traktowany jako przykład dla wszystkich takich spraw".