Zmiany dokonujące się w świecie pociągają za sobą konieczność zmiany kościelnego stylu rządzenia, który ma być owocem dialogu - mówi o. Józef Augustyn SJ.
W wywiadzie dla KAI znany duszpasterz, wykładowca i publicysta przypomina, że zarówno przełożeni jak podwładni powinni szukać woli Bożej, a postulat naśladowania Chrystusa ma ograniczać rządy absolutne. Publikujemy wywiad z o. Józefem Augustynem SJ:
KAI: Czy wola przełożonego w Kościele jest wolą Pana Boga?
O. Józef Augustyn SJ: - To wielki skrót. Gdy jest źle zinterpretowany, może prowadzić do nadużyć. Jeżeli Jezus w Ogrójcu z niepokojem, aż do krwawego potu, pyta Ojca, jaka jest Jego wola, na arogancję zakrawa fakt, że osoba pełniąca jakąś funkcję w Kościele, wydając dziesiątki dyspozycji i dekretów, deklaruje, że wszystkie jej decyzje są wolą Boga.
Gdy jednak przełożony rządząc wzbudza akty wiary, robi wszystko zgodnie z nakazami Kościoła, może powiedzieć z odczuciem trwogi: „Wierzę, że to podoba się Bogu i jest zgodne z Jego wolą”.
Warunkiem jest staranne rozeznawanie i "wsłuchiwanie się" w Boga.
Nie tylko indywidualne. Pełnimy wolę Bożą we wspólnocie Kościoła, stąd też do jej wypełniania konieczny jest dialog. Dialog z Bogiem i ludźmi jest istotnym elementem szukania i pełnienia woli Bożej. Pojęciem woli Bożej winniśmy posługiwać się z najwyższą ostrożnością wiary i uważnością. To nieuczciwe, gdy stosujemy je jako parawanu dla samowoli, uporu, uprzedzeń i autokreacji. A uparty i samowolny może być zarówno podwładny jak i jego przełożony.
Czy mogą być nazywane wolą Bożą polecenia, nakazy i zakazy przełożonego, które budzą we wspólnocie niepokój, skłócają ją i są przez nią odbierane jako raniące? Czy pełni wolę Bożą przełożony, który otacza się ludźmi, którzy na każdym kroku mu schlebiają? Albo czy podwładny może powoływać się na wolę Bożą, gdy chodzi swoimi ścieżkami, stroni od wspólnoty i ma zawsze odmienne zdanie niż jego przełożony? Abyśmy mogli stwierdzić: „Wierzę, że moje działania są wolą Boga”, musimy spełnić określone warunki.
Jakie?
Pierre Marie Delfieux, założyciel Wspólnot Jerozolimskich, podkreśla w Konstytucjach, że posłuszeństwo we wspólnocie Kościoła zakłada uważne słuchanie Boga: „Nastaw ucho, zwróć się do Boga, słuchaj, a twoja dusza żyć będzie”. Wszyscy mamy być posłuszni najpierw Panu. Posłuszeństwo winno być efektem wspólnych poszukiwań: przełożonego i podwładnego odwołujących się do medytacji Słowa Bożego.
Rzecz jasna, inna we wspólnocie jest rola przełożonego, a inna podwładnego, ale co do istoty wiary, obaj są równi i obaj winni być posłuszni Bogu, Kościołowi, swojemu sumieniu. Posłuszeństwo w Kościele wymaga wiary.
Ale wiara nie jest jedynie wewnętrznym subiektywnym przekonaniem.
Znakiem wiary jest otwarcie na bliźnich, szacunek dla nich, miłosierdzie, dialog. Nie tylko podwładny winien być posłuszny przełożonemu. Dobry przełożony również winien być – choć na inny sposób - posłuszny i uległy wobec członków wspólnoty.
W Kościele nie ma demokracji. Przełożony ma ostatnie zdanie, ale to nie znaczy, że może działać według swego widzimisię. Przełożony zobowiązany jest wsłuchiwać się w podwładnego, rozeznać jego kondycję ludzką, duchową, moralną. Sobór Watykański II podkreśla, że wolę Bożą odkrywa się w dialogu między przełożonym a podwładnym, choć ostateczną decyzję podejmuje przełożony.
Przełożeni, którzy komunikują się z podwładnymi jedynie za pomocą dekretów, telefonów, a dzisiaj także maili i SMS-ów, sucho informując o podjętej decyzji, ryzykują decyzje błędne i krzywdzenie ludzi. Im mniej dialogu we wspólnocie, tym większe ryzyko samowoli i nadużyć.
Jaki jest duchowy aspekt posłuszeństwa, dlaczego jest tak ważne dla rozwoju duchowego?
Delfieux podkreśla, że „doskonały wzór posłuszeństwa kryje się w tajemnicy Trójcy Świętej”. Między Osobami Boskimi „wszystko jest słuchaniem, przyjmowaniem i dawaniem”. Posłuszeństwo jest dziełem Boga a nie człowieka. Z wzajemnej przynależności do siebie Osób Boskich rodzi się ich wzajemna wolność, poszanowanie, pełna komunia. Jeżeli podwładny ma widzieć w osobie przełożonego Chrystusa, to tym bardziej ma Go widzieć przełożony w podwładnym.
Gdy między przełożonym i podwładnym nie ma komunii opartej na słuchaniu i naśladowaniu Trójcy Świętej, ich wzajemne relacje będą kalekie, raniące, poniżające. Nie tylko przełożeni ranią podwładnych, ale i odwrotnie.
Tu jest podstawowa różnica pomiędzy posłuszeństwem w Kościele i poza nim. Powiedzmy otwarcie, wymagania stawiane pracownikom w niektórych firmach to prawdziwy koszmar. Pracownicy wielu firm tkwią w niszczących dla nich układach, by zarobić na chleb, rozwijać się zawodowo, robić karierę. W Kościele wszystko winniśmy robić ze względu na Chrystusa.
Klasykiem pewnej szkoły posłuszeństwa był św. Ignacy z Loyoli. Może wpływ na jego pojmowanie tej cnoty miał fakt, że był przed nawróceniem zawodowym wojskowym. Uważał, że podwładny ma być jak trup, jak narzędzie w rękach przełożonego. Jeszcze w opowieściach Starców Pustyni, ale też w pobożnych żywotach czytamy o podlewaniu, na polecenie przełożonego, suchego patyka, wetkniętego w ziemię, który po czasie rozkwitał. To była bardzo określona pedagogia - z poleceniami przełożonego się nie dyskutuje, wypełnia się je ślepo nawet jeśli są absurdalne.
Ideałem Ignacego Loyoli było całkowite poddanie się Panu Ad maiorem Dei gloriam –na większą chwałę Boga. Ignacy nie był człowiekiem twardym, surowym. Był to nie tylko wojskowy, ale i szlachcic. Posiadał wysoką kulturą w odnoszeniu się do innych. Współbraciom okazywał zawsze najwyższe zainteresowanie, współczucie, troskę. Gdy w domu zakonnym brakowało pieniędzy na leczenie chorych, kazał sprzedawać cenne przedmioty.
Pamiętajmy też, że były to czasy Reformacji, chaosu w Kościele. Po wystąpieniu Lutra Kościół w Europie rozpadał się. Całe państwa wypowiadały posłuszeństwo Rzymowi. Samowola władców "katolickich" zmuszała wiernych i duchowieństwo do apostazji. Księża i biskupi zbyt łatwo godzili się na zerwanie ze Stolicą Apostolską. Św. Ignacy patrzył na to z bólem i pod wpływem tego bólu zrodziło się w nim przekonanie wiary, że na bunt przeciwko papieżowi winien odpowiedzieć posłuszeństwem jemu. I tak zrodził się czwarty ślub bezpośredniego posłuszeństwa namiestnikowi Chrystusa na ziemi. Loyola był przekonany, że jeżeli Kościół ma nadal pełnić swoją misję, konieczny jest powrót do radykalnego posłuszeństwa, wbrew wszystkiemu.
Towarzystwo Jezusowe było dla Kościoła darem Boga na trudne przełomowe czasy. Św. Ignacy był genialnym przełożonym, świętym. Doskonale wiedział, czego i w jaki sposób domagać się od swoich podwładnych.
Jednak kryzys się skończył, a wydaje się, że w Kościele powszechnie przyjęto model posłuszeństwa św. Ignacego.
Nie wydaje mi się, by jezuici mieli aż taki wpływ na Kościół. Jako potwierdzenie przypomnę kasatę jezuitów w 1773 roku, potężnego zakonu, liczącego wówczas ponad 22 tys. członków, z czego ponad 3 tys. pracowało na misjach. Była to prawdziwa katastrofa dla misji katolickich. Charyzmat ignacjański – to jeden pośród wielu.
Styl rządzenia Loyoli był rzeczywiście skuteczny, ale dlatego, że – będąc świętym - żądał od swoich synów całkowitej rezygnacji z siebie dla Boga. On sam jako pierwszy dawał przykład pokory i rezygnacji z siebie. Loyola wysłał do Indii swojego wielkiego przyjaciela, św. Franciszka Ksawerego. Była to genialna decyzja. Przełożony małostkowy, skoncentrowany na sobie, apodyktyczny, kapryśny, jest niezdolny do podejmowania dobrych decyzji.
Nie wszyscy są tak święci jak Ignacy z Loyoli... Życiorysy wielu świętych pokazują, jak bardzo czasem cierpieli podwładni, choć styl posłuszeństwa się ustalił - było bezapelacyjne.
Św. Ignacy mówi, że podwładny może sprzeciwić się przełożonemu tylko w jednym wypadku: gdy w jego poleceniu dostrzega grzech. Przełożony jest oczywiście człowiekiem jak każdy, ma swoje ograniczenia i słabości. Jego polecania niekoniecznie bywają wydawane w klimacie współczucia, zrozumienia i życzliwości. Ale to nie zwalnia podwładnego z obowiązku podporządkowania się przełożonemu. Dobre posłuszeństwo w Kościele wymaga wolności i autonomii: przełożonego i podwładnego. Jeśli podwładnemu zabraknie tych cech, będzie niewolniczo zależny od przełożonego. Gdy doznajemy drobnych upokorzeń ze strony przełożonych, a przełożeni ze strony podwładnych, może to być okazja do naśladowania upokorzonego Jezusa.
Z pewnością są sytuacje, gdy podwładny opiera się na przełożonym i zrzuca na niego odpowiedzialność za swoje życie, bo jest niedojrzały.
Jest mu wówczas uległy, ale motywem uległości bywa lęk o siebie.
Jakie powinny być cechy dobrego przełożonego?
Wymagania od przełożonych i podwładnych są takie same: wiara, dojrzałość ludzka, rezygnacja z egoizmu, wolność wewnętrzna, samodzielność, zdolność do prowadzenia dialogu. Na nic zdają się wysiłki przełożonego, gdy podwładny jest zamknięty i podejrzliwy. Gorzej, gdy takie cechy miewa przełożony.
Ponadto przełożony winien posiadać – choćby w minimalnym stopniu - charyzmat rządzenia. Bywają ludzie utalentowani, ale bez talentu do rządzenia. Tacy nie nadają się na przełożonych. Na "Skałę" Kościoła Jezus wybrał Piotra, który – choć ułomny - posiadał wybitny talent rządzenia. Gdy czyta się Ewangelie, Piotr rzuca się w oczy: podejmuje inicjatywę, bierze odpowiedzialność, wyraża swoje zdanie, przemawia w imieniu Apostołów. I jeszcze jedna ważna cecha przełożonego. Gdy pytano kiedyś generała jezuitów, Petera H. Kolvenbacha, co winno być najważniejszą troską przełożonego, ten odpowiedział: modlitwa za braci.
Rozmawia Alina Petrowa-Wasilewicz