Procedury zapłodnienia pozaustrojowego znane są od dawna. Początkowo stosowano je jedynie wobec zwierząt.
Zapładniane są wszystkie komórki jajowe. Zapłodnienia dokonuje się poprzez wstrzyknięcie wybranego plemnika do wnętrza komórki jajowej. Od tego momentu – z moralnego punktu widzenia – przestajemy mieć do czynienia z materiałem biologicznym, ale z powołanymi do życia w laboratorium nowymi istotami ludzkimi, z nowymi dziećmi, choć ukrytymi pod techniczną terminologią jako zarodki i embriony. Umieszczenie ich w odpowiednich warunkach pozwala na integrację kodu DNA od matki i ojca i rozpoczęcie wzrostu zgodnie z ukrytą w genach dynamiką.
Nie wszystkie jednak dzieci mają na ten rozwój szansę. Część z nich od początku, zaraz po zapłodnieniu, schładza się w specjalny sposób do temperatury ciekłego azotu, by przechować je na wypadek, gdyby pierwsze podejście do implantacji dziecka w matce się nie powiodło. Około 80% z tych zamrażanych dzieci nie przeżyje procedury kriopreserwacji.
Te, które pozostawiono na szalkach Petri’ego (jest ich około pięciu), rozwijają się przez około 5-6 dni, do momentu osiągnięcia stadium 100-200 komórkowego, zwanego blastocystą. Wtedy przenosi się wybrane jedno do trzech dzieci (te najlepiej rozwinięte) do wnętrza macicy kobiety. Jeśli dziecko zagnieździ się w endometrium, a wiadomo o tym po około 14 dniach, procedurę uważa się za zakończoną sukcesem. Jeśli żadne dziecko nie przeżyje implantacji, próbuje się wykorzystać któreś z dzieci zamrożonych wcześniej, bądź przeprowadza się całą procedurę od początku.
Odmienny problem pojawia się, jeśli wszystkie przeniesione do łona kobiety dzieci się tam przyjmą. Bardzo często lekarze zarządzają wówczas tzw. aborcję selektywną, czyli zabójstwo „nadprogramowych” dzieci, tak by pozostało tylko jedno, najwyżej dwoje. Zabija się te, które gorzej się rozwijają, albo te, do których łatwiej jest się dostać ze śmiercionośnymi narzędziami.
Podobny los, czyli śmierć, czeka na te dzieci, które rozwijały się po zapłodnieniu, ale nie zostały wykorzystane do implantacji. Przeznacza się je albo do badań laboratoryjnych, albo od razu niszczy. Niekiedy próbuje się je zamrażać, ale szanse na przeżycie mają jeszcze mniejsze, niż ich wcześniej zamrożone rodzeństwo.
Trzeba zatem wyraźnie powiedzieć, że z procedurą in vitro związane są poważne manipulacje na zdrowiu kobiety. W procedurę też wpisana jest aborcja, i to na każdym z trzech etapów (bezpośrednio po zapłodnieniu, podczas selekcji przedimplantacyjnej oraz po implantacji). W następnym felietonie przyjdzie bliżej powiedzieć o konsekwencjach zdrowotnych procedury in vitro dla matki i dla dzieci – tych, którym będzie dane się urodzić.
Przeczytaj także komentarz
ks. Piotr Kieniewicz MIC