Ich zbroja to pełne wiary serce, a miecz – niesione miłosierdzie. Prawdziwi mężczyźni i prawdziwi katolicy wstępują w zastępy Rycerzy Kolumba.
Patrząc na statystyki kościelnej frekwencji czy też na udział w parafialnych grupach modlitewnych i formacyjnych, można odnieść wrażenie, że Kościół niewieścieje. Nie chodzi wcale o walkę o parytety czy równouprawnienie, lecz jasne stwierdzenie, że mężczyźni zdecydowanie rzadziej uczestniczą w życiu Kościoła i parafii niż kobiety. Choć, jak mówią przekorni, przecież na 12 apostołach Chrystus oparł początek swojej wspólnoty. Można by pomyśleć, że nie ma dziś pomysłu na duszpasterstwo mężczyzn. I choć w niejednej parafii dziesiątki ministrantów czy lektorów służą do Mszy św., to potem jako dorośli mężczyźni giną gdzieś pod chórem lub za kościelnym filarem. – Do dziś pamiętam ministranturę po łacinie. Aby ksiądz dopuścił do ołtarza, trzeba było znać Confiteor, Credo, Sanctus i A gnus – wymienia pan Stanisław, obecnie kościelny. – Jednak gdy się zaczęło kawalerkę, to i ministrantura się skończyła. Zawsze potem mi tego brakowało – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Lis