Do połowy października gdańska prokuratura apelacyjna przedłużyła śledztwo ws. b. ministra skarbu w rządzie AWS Emila Wąsacza, oskarżonego o nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU w 1999 r. W lutym sąd zwrócił sprawę śledczym z zaleceniem m.in. uporządkowania akt.
Jak poinformowała w poniedziałek PAP rzeczniczka prasowa gdańskiej PA Barbara Sworobowicz, trwa tłumaczenie dokumentów sporządzonych w obcych językach, których przełożenie na język polski zalecił w lutym br. Sąd Apelacyjny w Warszawie. "Są to nieprzetłumaczone dokumenty znajdujące się w załącznikach, bo w aktach głównych wszystkie zostały przełożone" - zaznaczyła Sworobowicz, dodając, że śledczy nie zdecydowali się wcześniej zlecać tłumaczeń, uznając, iż są one zbędne dla sprawy.
Rzeczniczka dodała, że prokuratorzy prowadzący sprawę zastosują się także do innych zaleceń sądu. Wyjaśniła też, że dziś nie sposób ocenić, kiedy można się spodziewać zakończenia prac prokuratury nad sprawą.
1 lutego br. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie z grudnia 2011 r. o zwrocie gdańskiej prokuraturze sporządzonego przez nią w lutym 2010 r. aktu oskarżenia przeciwko Wąsaczowi.
Troje sędziów SA uznało, że materiał zgromadzony przez prokuraturę w 700 tomach akt ma "rażące braki" i został "zachwaszczony". SA wymienił m.in. nieprzetłumaczenie na jęz. polski 11,7 tys. stron akt; brak poświadczeń za zgodność kilkuset dokumentów i brak analizy 1800 stron billingów. "Prokurator ma zdecydować, czy te wszystkie materiały w ogóle są przydatne; a może to są śmieci, które trzeba wyrzucić z akt sprawy?" - mówił w lutym sędzia SA Jerzy Leder. Dodał, że prokuratura powinna ograniczyć materiał do 20-30 tomów - by nie uniemożliwiać oskarżonemu obrony. "Jak on mógł się zapoznać z tym materiałem?" - pytał sędzia.
W 2006 r. policja na zlecenie prokuratury zatrzymała Wąsacza, bo miała informacje o jego możliwej ucieczce za granicę, gdyż wcześniej kupił walizki (wybierał się w Himalaje). Sąd nie zgodził się na jego aresztowanie, a zatrzymanie uznał za bezzasadne.
Według aktu oskarżenia, nadzorując w 1999 r. przebieg prywatyzacji PZU, Wąsacz akceptował działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez Eureko oraz BIG Bank Gdański, co miało przynieść szkodę interesowi publicznemu. Zdaniem śledczych Wąsacz m.in. nie podjął działań, które dawałyby możliwość uzyskania wyższej ceny za sprzedawane akcje PZU i doprowadził do wyboru w procesie prywatyzacji oferty, która "nie była najkorzystniejsza i która nie spełniała najpełniej celów i oczekiwań Skarbu Państwa oraz potrzeb spółki PZU, a także doprowadził do przyjęcia niekorzystnych dla Skarbu Państwa postanowień umowy sprzedaży".
W lipcu 2005 r. Sejm IV kadencji przyjął uchwałę o pociągnięciu Wąsacza do odpowiedzialności przed TS za domniemane nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU, TP S.A. i Domów Towarowych "Centrum". Komisja uznała, że sprzedaż pakietu akcji PZU Eureko w 1999 r. doprowadziła do problemów, w tym - rozpraw przed międzynarodowym trybunałem arbitrażowym. Uznano też, że wycena DT Centrum była zaniżona. W przypadku prywatyzacji TP S.A. Wąsacz miał niekorzystnie wybrać firmę doradczą, co doprowadziło do ok. 25 mln zł strat.
Podczas pierwszej rozprawy w listopadzie 2006 r. TS uznał, że dokumenty Sejmu nie spełniały warunków prawnych aktu oskarżenia. Jednak w 2007 r. sprawa wróciła do TS. Wobec wygaśnięcia kadencji Sejmu, proces Wąsacza formalnie się nie zaczął.
W połowie lutego Sejm miał powołać posła PO Jerzego Kozdronia na oskarżyciela sejmowego w sprawie Wąsacza, poseł wyraził zgodę, ale poprosił o zwłokę w głosowaniu nad jego powołaniem, by mógł się zapoznać ze sprawą. Po powołaniu Kozdronia, mógłby ruszyć proces b. ministra przed TS.
Wąsacz w obu sprawach nie przyznaje się do winy (w sprawie karnej grozi mu do 10 lat więzienia) i mówi o ich politycznym tle.