Sfrustrowani rosnącymi cenami i zmęczeni dyktaturą Omara el- Baszira Sudańczycy coraz śmielej wyrażają niezadowolenie. W ostatnich tygodniach aresztowano ponad 2 tys. osób. Organizacje praw człowieka apelują o zaprzestanie tortur i zwolnienie aresztowanych osób.
"Władze Sudanu muszą natychmiast zaprzestać tortur i złego traktowania aresztowanych demonstrantów" - taki apel do władz Sudanu wystosowały w poniedziałek Amnesty International (AI) i Human Rights Watch (HRW). Organizacje apelują również o nienadużywanie siły podczas tłumienia pokojowych demonstracji i poszanowanie prawa do wyrażania własnych poglądów.
Gaz łzawiący, pałki i gumowe pociski to standardowe środki używane przez służby bezpieczeństwa do tłumienia demonstracji, które z tygodnia na tydzień nasilają się na uniwersytetach i w meczetach w Chartumie i kilku innych miastach kraju.
Według organizacji zajmujących się prawami człowieka wiele zatrzymanych za udział w demonstracjach osób zostało ciężko pobitych, odmawiano im wody, jedzenia i pozbawiano snu. Niektórzy aresztowani są przetrzymywani w więzieniu po kilka tygodni. Są poddawani długim przesłuchaniom, w których zarzuca im się zdradę, poglądy komunistyczne lub szpiegostwo.
"Tortury i złe traktowanie więźniów są niezgodne z prawem międzynarodowym" - przypomina w oświadczeniu kierowanym do władz Sudanu Aster van Kregten, zastępca dyrektora AI w Afryce.
Protesty zaczęły się trzy tygodnie temu, kiedy rząd prezydenta Omara el-Baszira był zmuszony cofnąć dotacje paliwowe.
Gospodarka Sudanu od roku notuje spadek. W czerwcu inflacja osiągnęła ponad 37 proc. Wszystko przez separację Sudanu Południowego, który w lipcu zeszłego roku ogłosił niepodległość, pozbawiając Północ dostępu do trzech czwartych zasobów ropy naftowej, która była głównym źródłem dochodów w budżecie państwa.
"Wyszedłem na ulicę, ponieważ nie stać mnie na życie. Ceny podstawowych produktów rosną niemal z dnia na dzień. Mam dość" - powiedział PAP przez telefon jeden z uczestników demonstracji, który chciał pozostać anonimowy. "Służby bezpieczeństwa mamy jednak sprawne. Demonstracje czasem się nie udają, bo zanim uczestnicy dojdą na miejsce, są rozganiani. Wielu moich znajomych aresztowano, mi się póki co udaje" - dodał.
Trudno potwierdzić dokładną liczbę aresztowań. Niektórzy byli zwalniani po kilku godzinach, inni po kilku tygodniach. Pewne jest jednak, że w aresztach Narodowych Służb Bezpieczeństwa (NSS), które znane są ze stosowania tortur i złego traktowania więźniów, przebywa obecnie 100 osób. AI wraz z HRW apeluje o natychmiastowe zwolnienie przetrzymywanych.
Według obrońców praw człowieka NSS notorycznie używa w sposób nieuzasadniony siły podczas pokojowych demonstracji i aresztuje studentów, aktywistów i członków opozycji. Władze cenzurują gazety usuwając artykuły dotyczące "delikatnych" spraw. Dziennikarze, którzy relacjonowali protesty, byli aresztowani lub prześladowani.
Baszir nazywa demonstrantów "dziećmi ulicy". Zdaniem prezydenta, za protestami stoją "amerykańscy syjoniści" przeciwni prawu szariatu, na którym prezydent chce oprzeć nową konstytucję, co zapowiedział w sobotę.
Następnego dnia ponad tysiąc studentów Uniwersytetu Chartumskiego skandowało hasła: "Ludzie chcą upadku reżimu" i "Koniec militarnych rządów". Uniwersytet Chartumski to symboliczne dla historii Sudanu miejsce - właśnie tam w 1964 i 1985 roku rozpoczęły się demonstracje, które doprowadziły do upadku dwóch reżimów.
"Mamy dość" to hasło organizacji Girifna, której z dnia na dzień przybywa fanów na facebooku - jest ich już ponad 35 tys. Wraz z innymi grupami organizacja zapowiada protesty w każdy piątek do skutku, czyli do czasu kiedy sprawujący władzę 23 lata prezydent Baszir ustąpi.
Demonstracje w najbliższy piątek mają odbyć się pod hasłem "Silna Kobieta" w solidarności ze wszystkimi matkami i kobietami Sudanu.
Prezydent Omar el-Baszir doszedł do władzy w wyniku przewrotu w 1989 roku. Jest ścigany listem gończym przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne w zachodniosudańskiej prowincji Darfur.