Austriacki polityk chce narzucić arcybiskupowi, kogo ma zatwierdzić jako dziekana.
06.07.2012 15:20 GOSC.PL
Kilka dni temu arcybiskup Wiednia, kard. Christoph Schönborn popełnił zbrodnię: nie zatwierdził ponownego wyboru pewnego księdza na dziekana. W obronie kapłana stanął szef klubu chadeckiej Austriackiej Partii Ludowej w landtagu Dolnej Austrii, Klaus Schneeberger. – Proszę was, Eminencjo, byście przemyśleli swoje postępowanie, by nie czynić trwałych szkód w Kościele katolickim – napisał popisując się talentem dyplomatycznym polityk, stwierdzając, że duchowny, o którym mowa, to „wspaniały kapłan”.
Hierarcha szkodzi Kościołowi, ponieważ chciał zmusić niedoszłego dziekana do zdystansowania się wobec „Inicjatywy Księżowskiej” i jej wezwania do nieposłuszeństwa wobec władz kościelnych. Dokument zawiera deklarację, iż kapłani, którzy go popierają, będą udzielać Komunii św. zasadniczo wszystkim jak leci, w tym osobom żyjącym w konkubinatach, innowiercom i apostatom. Ponadto liturgię słowa z Komunią św., w której nie bierze udział ksiądz, będą nazywać „Eucharystią bez kapłana”. Preferują tego typu nabożeństwa względem Mszy św. odprawianej przez księży goszczących jedynie w ich parafiach. Zezwolą także świeckim głosić kazania i będą się otwarcie wypowiadali za zniesieniem celibatu oraz udzielaniem kobietom święceń kapłańskich.
Kard. Schönborn już wcześniej ostrzegał, że tego typu niesubordynacja może doprowadzić do schizmy w Kościele. Trudno dziwić się hierarsze, który nie chce, by istotne role we wspólnocie pełnili ludzie otwarcie sprzeciwiający się kościelnemu prawu. O wiele trudniej jednak zgadzać się na to, by aktywny polityk w impertynencki sposób narzucał arcybiskupowi, co ma robić.
Próby uzależniania Kościoła od państwa nie są niczym nowym w Austrii: w XVIII wieku cesarz Józef II narzucił hierarchom obowiązek przedstawiania swoich decyzji do potwierdzenia. Ponadto kasował klasztory i uzależnił duchownych od państwa przez wypłacanie im pensji. I choć Schneeberger nie idzie w tym kierunku, jego list napisany jest w tym właśnie duchu.
Sprawę można by potraktować jako lokalną, gdyby nie fakt, iż działacz chadecki zachował się jak typowy przedstawiciel partii antyklerykalnej. Z jednej strony przeciwnicy katolicyzmu domagają się rozdziału Kościoła od państwa, zapominając, że ma on miejsce w prawie wszystkich krajach Europy. Chodzi im o to, by wiarę zamknąć w prywatności i zakazać hierarchom wypowiadania się w sprawach publicznych. Z drugiej strony przypisują sobie prawo do mówienia Rzymowi czy kościołom lokalnym, jak powinni rozwiązywać wewnętrzne sprawy Kościoła – od zmian w doktrynie, po wybory personalne. Tymczasem dla swobody wyznawania wiary potrzebujemy zdecydowanego rozdziału państwa od Kościoła.
Stefan Sękowski