Polska fantastyka od lat zajmuje się tematyką religijną – „Fausteria” nie zaczyna nowego zjawiska.
26.06.2012 14:00 GOSC.PL
Nie czytałem jeszcze powieści Wojciecha Szydy, którą zrecenzował Marek Horodniczy w ostatnim „Gościu Niedzielnym” („Świat bez miłosierdzia”, 25/2012). Po lekturze artykułu stwierdzam, że czym prędzej muszę nadrobić tę zaległość, bowiem historia alternatywna oparta na założeniu, iż nie było objawień siostry Faustyny, brzmi bardzo intrygująco. Niemniej autor pisze słowa, które trzeba koniecznie sprostować. Uważa bowiem, iż „w polskiej literaturze science fiction niewiele mamy tematów religijnych. Owszem, ostatnimi czasy pojawiały się one u takich autorów, jak Marcin Wolski, Marek Huberath czy Jacek Inflot. Niemniej przeżycie religijne nie jest w ich twórczości główną osią fabuły. Stanowi ono raczej element świata przedstawionego, ważny punkt odniesienia”.
Po tych słowach każdy szanujący się miłośnik fantastycznej prozy musi skierować w stronę publicysty laserowe działa na wieżyczkach swojego kosmicznego pojazdu. Nie jest bowiem prawdą, iż polska literatura fantastyczna nie zajmuje się religią (Horodniczy popełnia drobny błąd przypisując „Quietusa” Inglota, czy też „Miasta pod skałą”, bądź „Karę większą” Huberatha – bo o te utwory mu najprawdopodobniej chodzi – do węższego grona dzieł SF).
Jeszcze przed upadkiem komuny Janusz Zajdel napisał opowiadanie „Relacja z pierwszej ręki”, nawet ateista Stanisław Lem w swoim „Głosie Pana” stawia pytanie o istnienie Boga i nawiązywanie przez niego kontaktu z ludźmi. Jednak dopiero po 1989 roku pojawił się boom na literaturę traktującą o sprawach ostatecznych.
Oto Janusz Cyran w opowiadaniu „Jeruzalem” zastanawia się nad tym, co by było, gdyby Jezus Chrystus nie wytrzymał na krzyżu i „wybawił siebie, jak innych wybawiał”, schodząc z niego. Rafał Ziemkiewicz w „Jawnogrzesznicy” ukazuje Paruzję stylizowaną na papieską pielgrzymkę – czy za drugim razem ludzie zauważyliby, kim jest Jezus Chrystus? Religijne dzieło jedno po drugim publikował Jacek Dukaj, np. w „In Partibus Infidelium” podejmuje temat nawracania kosmitów – okazuje się, że Ziemianie stają się Żydami kosmosu, w końcu to my ukrzyżowaliśmy Chrystusa. Kolejne utwory można by wymieniać i wymieniać.
Te wszystkie opowiadania pojawiły się w latach 90-tych, ale skoro Horodniczy sięga po religijne dzieła Huberatha, Inglota i Wolskiego, które ukazywały się właśnie wtedy, rozumiem, że pisząc „ostatnio” ma on na myśli właśnie ostatnie 20 lat. A nawet jeśli nie, to przecież można wymienić serię książek opowiadających o anielskich zastępach autorstwa Mai Lidii Kossakowskiej („Siewca Wiatru” czy „Żarna niebios”), czy też „Czarny horyzont” Tomasza Kołodziejczaka.
Zgodzę się, w obu książkach religia „stanowi raczej element świata przedstawionego”. Teologia ukazana przez Kossakowską jest gnostyczna, w decydującym momencie aniołowie i demony stają po jednej stronie w walce z zastępami Antykreatora. Podobnie jest u Kołodziejczaka, u którego w wyniku koniunkcji światów na Ziemię przybyły elf i złowrogie balrogi. Elfy przyjęły katolicyzm, ich przedstawiciel rządzi Królestwem Polskim, zaś w walce z potworami pomagają bohaterom modlitwy i symbole religijne – traktowane bardziej jak talizmany i zaklęcia. Jeśli jednak Horodniczemu brakuje przeżycia religijnego jako głównej osi fabuły, z pewnością znajdzie je w innym opowiadaniu Dukaja – „Ziemi Chrystusa”. Protagoniści otrzymują zadanie zbadania specyficznego świata równoległego. Okazuje się, że żyją na nim ludzie, którzy wierzą w Chrystusa. I nie chodzi tu o światopoglądowe przekonanie, tylko o ciągłym odczuwaniu jego realnej obecności. Jak ten stan odbiorą przybysze z naszego świata? Innym przykładem jest powieść Szczepana Twardocha „Epifania wikarego Trzaski”. Młody ksiądz z naukowymi ambicjami pracuje na wiejskiej parafii na Śląsku, gdzie nie czuje się najlepiej. Pierwotny entuzjazm dawno minął. W pewnej chwili bohatera nawiedza Jezus z archaniołem Michałem – przekazuje mu dar przepowiadania i uzdrawiania. Ks. Trzaska ma przygotować ludzi na Jego powtórne przyjście. Z czasem Zbawiciel i anioł zaczynają się coraz dziwniej zachowywać…
Wierzący, inaczej niż ateista, może zobaczyć w powieści Twardocha także „realizm teistyczny”. Jednak nie ulega wątpliwości, że tematyka religijna pojawia się w polskiej fantastyce od lat. Skrupulantowi tego typu ujęcie spraw ostatecznych może wydać się obrazoburcze, nieraz nawet bluźniercze. Jednak wieloma autorami kieruje wiara, zaś przyjęcie takiej, a nie innej konwencji pomaga zastanowić się nad problemami, które trudno byłoby przedstawić w inny sposób.
Zatem jaki byłby świat bez św. Faustyny?
Stefan Sękowski