Najpierw nauka, potem praca, potem rodzina. Czy mi się zdaje, czy te słowa dziś brzmią jak oskarżenie?
Powiem eufemistycznie, że już mnie lekko denerwują wypowiedzi w stylu: „młodzi dzisiaj zajmują się wszystkim, tylko nie zakładaniem rodziny”.
Najpierw nauka, potem praca, potem rodzina. Dlaczego te słowa wypowiada się wciąż tonem oskarżycielskim?
Doskonale rozumiem, że jesteśmy pod demograficzną kreską, rozumiem, że przy naszym systemie emerytalnym ktoś musi zarabiać na emerytury, rozumiem wreszcie, że przekazując życie pośrednio uczestniczymy w akcie Boskim – stwarzania świata. Ale zastanówmy się, czy sprowadzanie ludzkiej egzystencji głównie do troski o przedłużenie gatunku nie jest w pewnym sensie gwałtem na godności osoby ludzkiej? Dzisiaj coraz częściej ludzi ocenia się ze względu na ilość posiadanych dzieci. Moim zdaniem to też pewne wypaczenie i niesprawiedliwość. Można przecież dzieci nie mieć i żyjąc w świecie realizować swoje powołanie. Jak pamiętam, już na lekcjach religii w podstawówce mówiło się o trzech drogach: w małżeństwie, kapłaństwie lub życiu konsekrowanym i samotności. Dlaczego nagle tę ostatnią drogę traktuje się jak samo zło?
A dwa, dzisiaj świat toczy się nieco inaczej niż 20 lat temu. Żeby człowiek mógł chociażby pomarzyć o własnej rodzinie, musi najpierw poczuć, że jest gotowy zapewnić jej jako takie warunki życia. Może dwadzieścia, trzydzieści lat temu ludzie mogli takie decyzje podejmować w wieku dwudziestu kilku lat. Dzisiaj ta granica się przesunęła i często nie jest to niczyja zachcianka, ani widzimisię.
Kto próbuje znaleźć własny kąt, ten na pewno ze mną się zgodzi. Ile dzisiaj trzeba się nakombinować, żeby kupić własne mieszkanie. Nie uda się to, jeśli nasza pozycja materialna nie jest wystarczająco stabilna. Dlatego często odkładanie decyzji o małżeństwie nie jest wybrykiem dwojga egoistów, którzy najpierw muszą się wyszaleć, ale przymusem, z którym ciężko się pogodzić. Można, a pewnie, pomieszkiwać kątem u rodziców, ale nie muszę chyba nikomu dorosłemu wyjaśniać, jak w tych warunkach komfortowo wypełnia się... obowiązki małżeńskie.
Nie wiem, dlaczego to jest tak zaskakujące dla wielu osób, że droga do tej w miarę stabilnej pozycji wiedzie przez dłuższą edukację. Studia dawno przestały być luksusem dla wybranych. A kto nie studiuje, często dokształca się w inny sposób i tyle.
Odkładanie decyzji o zakładaniu rodziny i posiadaniu dzieci jest faktem. Nie da się z nim dyskutować. Inny fakt jest taki, że ta tendencja jest niekorzystna dla nas ze względów czysto biologicznych. Jednak nie można mieć o zaistnienie tej sytuacji pretensji tylko do młodych ludzi.
Promowanie wartości rodzinnych jest ważne. Działa zresztą, bo wciąż większość Polaków deklaruje przywiązanie do nich. Z drugiej strony trzeba jednak pamiętać, że młodzi wkraczający w samodzielne życie potrzebują bardziej wsparcia od państwa, społeczeństwa, Kościoła, niż pokrzykiwania i oskarżeń pod swoim adresem. Dopóki to wsparcie będzie tak mizerne jak teraz, prosiłbym również o wyhamowanie z pretensjami. Wielu młodych stara się zmierzyć z obecną rzeczywistością najlepiej jak tylko może. Proszę mi wierzyć, obrzucanie ich błotem bardziej demotywuje niż pomaga.
Jan Drzymała