Miesiąc po wyborze Francois Hollande'a na prezydenta Francji jego Partia Socjalistyczna (PS) jest na najlepszej drodze, by wygrać wybory parlamentarne, które odbędą się 10 i 17 czerwca. Wszystko wskazuje jednak na to, że PS nie będzie rządzić samodzielnie.
Z badań opinii publicznej wynika, że bezwzględną większość w 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym, izbie niższej parlamentu, wynoszącą 289 mandatów, może uzyskać tylko szeroko pojęta lewica, na którą składają się socjaliści, Front Lewicowy i Zieloni.
Według sondażu Ipsos-Logica Business Consulting, przeprowadzonego 6-7 czerwca, cała lewica może zdobyć od 292 do 346 mandatów. PS mogłaby liczyć na 243-285, a więc samodzielnie nie uzyskałaby bezwzględnej większości; Front Lewicowy zdobyłby ok. 25 mandatów, Zieloni i skrajna lewica po kilkanaście, a ruch republikański i obywatelski - kilka miejsc.
Po raz pierwszy od 15 lat skrajnie prawicowy Front Narodowy (FN) Marine Le Pen może wejść do parlamentu, uzyskując kilka mandatów, podobnie jak centryści z Ruchu Demokratycznego (MoDem) Francois Bayrou. FN chce być w parlamencie - jak zapowiada - "prawdziwą opozycją" wobec lewicy.
Centroprawicowa Unia na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego i jej partnerzy mogą zdobyć tylko 231-285 miejsc; UMP kontrolowała Zgromadzenie Narodowe przez ostatnie 10 lat.
"Celem Partii Socjalistycznej jest wygrana w tych wyborach, aby prezydent (Hollande) mógł wdrożyć swój program" - powiedział Frederic Dabi z instytutu Ifop. Kluczem do zwycięstwa będzie frekwencja; według sondażu Ipsos-Logica do urn w najbliższą niedzielę może pójść tylko 57-60 proc. wyborców, gdy w drugiej turze wyborów prezydenckich 6 maja frekwencja wyniosła 80 proc. Korzystna dla PS byłaby jak najwyższa frekwencja.
Głosowanie odbędzie się w systemie większościowym, a więc w okręgach jednomandatowych w dwóch turach, 10 i 17 czerwca; faworyzuje to duże ugrupowania polityczne. Jeśli kandydaci którejś z partii uzyskają w pierwszej turze ponad 50 proc. głosów, to zdobywają mandat i w tych okręgach nie ma drugiej rundy. Jeśli nie uzyskają takiego wyniku, tydzień później odbędzie się dogrywka i do udziału w niej przejdą kandydaci z co najmniej 12,5 proc. głosów.
Liczba deputowanych w Zgromadzeniu Narodowym odpowiada liczbie okręgów wyborczych. We Francji metropolitalnej jest ich 539, w departamentach i terytoriach zamorskich - 27. Jeden okręg obejmuje średnio 100 tysięcy mieszkańców. Oprócz tego po raz pierwszy Francuzi przebywający za granicą będą mogli wybierać swych deputowanych - 11 posłów reprezentujących 1,1 mln wyborców żyjących na emigracji. Do głosowania uprawnionych jest ok. 46 mln Francuzów spośród 65 mln obywateli kraju.
We Francji obowiązuje system prezydencki. Uprawnienia Zgromadzenia Narodowego są stosunkowo ograniczone: uchwala ustawy, zatwierdza budżet państwa, nadzoruje politykę rządu przez przeprowadzanie debat na określony temat. Może również obalić rząd uchwalając wotum nieufności lub odrzucając program rządowy czy ogólną deklarację polityczną rządu. Premier musi wówczas złożyć dymisję na ręce prezydenta.
Kadencja Zgromadzenia trwa pięć lat; może ono być rozwiązane przez prezydenta.
Ewentualne zwycięstwo wyborcze lewicy będzie wielkim tryumfem Hollande'a, pierwszego od 17 lat socjalisty, który wygrał wyścig do Pałacu Elizejskiego. Pod koniec maja blisko dwie trzecie Francuzów (61 proc.) pozytywnie oceniało dotychczasowe działania nowego szefa państwa. To jeden z najlepiej ocenianych prezydenckich startów w historii powojennej Francji.
Hollande rozpoczął prezydenturę w czasie, gdy europejska gospodarka pogrąża się w stagnacji, we Francji panuje wysokie bezrobocie, a w strefie euro mnożą się pogłoski na temat opuszczenia jej przez Grecję. W ciągu kilkunastu dni od objęcia urzędu Hollande pojechał z wizytami do Niemiec i USA, gdzie bronił swojej recepty na kryzys finansowy w UE poprzez stymulowanie wzrostu i potwierdził wcześniejsze wycofanie francuskich wojsk z Afganistanu.
Socjalista, który zyskał sobie przydomek "Monsieur Normal", zdobył serca francuskich wyborców, ogłaszając redukcję własnej pensji o 30 proc. i zapowiadając, że na oficjalne spotkania będzie udawał się pociągiem, a nie samolotem; są to gesty nie do przecenienia w dobie kryzysu i bardzo pomocne przed wyborami parlamentarnymi - twierdzą komentatorzy.