Dziennikarze: zapomnijmy o Stefanie Niesiołowskim
Krzysztof Skowroński, prezes SDP, zaapelował do środowiska dziennikarskiego o ostracyzm wobec Stefana Niesiołowskiego. Będzie to reakcja ze wszech miar uzasadniona, zwłaszcza, że jego atak na Ewę Stankiewicz nie był ekscesem lecz niejako naturalną formą zachowania tego „polityka”. Agresja i chamstwo dotąd nie tylko nie dyskwalifikowały, ale wręcz stanowiły szczególną kwalifikację do zapraszania go przed kamery czy mikrofony. Czas z tym skończyć.
Bojkot Niesiołowskiego może przynieść same korzyści. Widzom, bo nie będą narażeni na jego gorszące zachowania. Polskiej polityce, bo słowa i gesty Niesiołowskiego szły (i wciąż idą) na konto wysokich funkcji państwowych jakie pełnił (i wciąż pełni). Dziennikarzom, bo dzięki temu może zaczną wreszcie zapraszać do studia ludzi, którzy rzeczywiście na to zasługują. Ten ostatni postulat odnosi się oczywiście nie tylko do Niesiołowskiego i jego partii, ale wszystkich ugrupowań. Klucz emocjonalny, stosowany przy doborze dyskutantów jest jak trąd toczący polską politykę. Dopóki wydawcy i redaktorzy będą kierować się zasadą, że skandal podnosi oglądalność, dopóki będą zestawiać ze sobą wyłącznie „bulterierów”, którzy na zawołanie i przy każdej okazji skaczą sobie do gardeł, obrażając przy okazji wyborców konkurencyjnej partii i eskalując społeczny konflikt – nie zmieni się jakość debaty publicznej w Polsce.
Apel w sprawie ostracyzmu i ukarania Niesiołowskiego wystosowali także uczestnicy Kongresu Mediów Niezależnych oraz politycy PiS. Nieuchronna logika polskiego konfliktu sprawiła, że w związku z tym natychmiast pojawili się obrońcy przewodniczącego sejmowej komisji obrony. Zgodnie z zasadą: może to i cham, ale NASZ cham. Atakują NASZEGO polityka, więc będziemy go bronić. I znajdą się argumenty (już są w komentarzach, także na naszej stronie), że dziennikarka prowokowała, zaczepiała, nie słuchała co się do niej mówi… Za chwile dowiemy się, że poseł atakował ją „w obronie własnej”. I w ogóle cała jego agresja jest głęboko uzasadniona, a szaleństwo jedynie kolorytem wobec obłędu „ludu pisowskiego”.
Tak pewnie będzie… ale warto podjąć próbę przełamania tego nieszczęsnego schematu. Panie i panowie odpowiedzialni za poziom polskich mediów: zadbajmy wreszcie o elementarną kulturę i przyzwoitość. Dziennikarzu, jesteś człowiekiem, a nie statywem do mikrofonu. Pośrednikiem (medium znaczy pośrednik), który pełni ważną społeczną misje. Naprawdę, nie musimy wszystkich polityków „obsługiwać”.
Jest oczywiście ostatni argument wysuwany w podobnych sytuacjach: mamy takich posłów, jakich sobie wybraliśmy. I nie dziennikarz jest od tego, żeby korygować demokratyczny werdykt. Tyle, że ten kij ma dwa końce. Dziennikarze w dużym stopni wpływają na ten werdykt promując konkretnych polityków. Stefan Niesiołowski i kilku ludzi podobnych mu stylem zachowania (z pewnym producentem mocnych alkoholi na czele) są w dużym stopniu produktem mediów. Nie jest tak do końca? To przekonajmy się. Kilka miesięcy bez nich na ekranach i okaże się że … nie ma takiego polityka.