Europa nie wyobraża sobie innego scenariusza jak zwycięstwo Sarkozy’ego. Inny prezydent Francji może oznaczać klęskę dotychczasowej polityki UE. I kłody rzucane pod nogi chrześcijańskim wartościom.
Nie lękajcie się! Odważnie, brońmy Francji! – krzyczał na paryskim Place de la Concorde Nicolas Sarkozy, dokładnie w miejscu, gdzie świętował zwycięstwo w wyborach w 2007 r. W niedzielę przed pierwszą turą wyborów prezydenckich nad Sekwaną doszło do wielkiego starcia najpoważniejszych kandydatów do Pałacu Elizejskiego: Nicolasa Sarkozy’ego i François Hollande’a. Panowie nie zgodzili się stanąć twarzą w twarz. Zorganizowali wiece w Paryżu. Zagrożeniem dla obu jest kobieta, skrajnie prawicowa nacjonalistka Marie Le Pen. Według sondażu Ipsos Logica Business Consulting, François Hollande, kandydat PS (Partie Socialiste), w pierwszym starciu 22 kwietnia zdobędzie 55 proc. głosów, a Sarkozy 45 proc. Ifop Fiducial-Europe daje Hollande’owi 53 proc., a Sarkozy’emu 47 proc. Unia Europejska przygląda się temu z niepokojem. Ważą się bowiem jej losy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek