Wielki Piątek to jedyne święto w roku, kiedy celebruje się cierpienie i śmierć. W wielu krajach dzień wolny, żeby uczestniczyć w misterium Męki Pańskiej. A męka Chrystusa zawsze spotyka się z naszą.
06.04.2012 21:02 GOSC.PL
Tylko chrześcijański Bóg-Człowiek dotknął dna. Zamiast unosić się na wysokościach leżał na brudnej drodze. Zalewał się potem i krwią. Nie znajdował w nikim pomocy. Dlatego łatwo przywoływać go na pomoc, kiedy czujemy jak drzewo krzyża miażdży nam ramię.
Na co dzień uciekamy od bólu, chorób, śmierci. W pośpiech, pracę, obowiązki, albo zabawy. Zwyczajowy – „brak czasu”. Tego czasu programowo chcemy mieć za mało, bo tak łatwiej oddalić się od pytań, lęku, wątpliwości. I kiedy przychodzi nasz „Wielki Piątek” często jesteśmy zupełnie nieprzygotowani, bo właśnie na to, konsekwentnie, pracowaliśmy całe życie. Bezradni, wystraszeni, z gonitwą myśli przed gabinetem lekarza, znającego już nasze wyniki badań, salą szpitalną, na której leży ktoś bliski, kaplicą kościelną, gdzie ustawiono trumnę z ciałem kogoś, bez kogo nie wyobrażaliśmy sobie życia.
- Ważne, żeby wiedzieć jakie wtedy stawiać sobie pytania – powiedział mi ostatnio Jan, ojciec trójki dzieci, pomagający niepełnosprawnym we wspólnocie „Wiara i Światło”. – Dlaczego mam zdrowe dzieci? Dlaczego mogę dziś jeszcze wyjść na ulicę i zobaczyć świeżo rozkwitłe forsycje? - pytał mnie Jan, który na co dzień spotyka się z ludźmi bez rąk, nóg, niepełnosprawnymi umysłowo. Pomaga im ulżyć w codziennym niesieniu krzyża, żeby ich ból rozłożył się też na niego. Intuicyjnie czuje, że wtedy będzie im lżej.
Chrystus 2 tysiące lat temu wziął na swoje ramiona wszystkie męki tych, którzy przyszli po Nim na tę najpiękniejszą planetę pod słońcem. Wierzymy w to, kiedy nastaje nasz Wieli Piątek. Czasem w środku lata, czasem w podróży, czasem zaraz po urodzeniu.
Cierpienie bywa dla nas wielką, czarną dziurą. Można w niej zginąć, kiedy zapomni się, że jednak ma sens. Że w jego momencie wszyscy wisimy na Tamtym krzyżu, pachnącym nie wiem jakim jerozolimskim drzewem i ciałem umęczonego Boga.
Właśnie na tym krzyżu wisi mój 46 letni kolega Paweł. Od kilku dni leży na oddziale intensywnej terapii. Ma rurkę tracheotomijną, sondę żołądkową, oddycha z pomocą respiratora. Przez dwa ostatnie lata sukcesywnie jego ciało niszczyło postępujące stwardnienie zanikowe boczne rdzeniowe. Jeszcze dwa tygodnie temu z wysiłkiem mówił mi, że ta choroba przyniosła mu niezwykłe przemyślenia. Nie zdążyłam ich nagrać. Teraz mruga oczyma, kiedy rozmówca pokazuje mu litery na kartce i tak układa kolejne wyrazy. Przez cały czas choroby Paweł zachowywał niezwykły spokój i jakąś wewnętrzna pogodę. Mam świadomość, że na krzyżu łóżka na intensywnej terapii to bardzo trudne. Dlatego w Wielki Piątek proszę o modlitwę w Jego intencji.
Barbara Gruszka-Zych