Jurek Fiedor mówił, że najbezpieczniej się czuje, jak po szychcie wsiada do busa i jedzie do Milówki. Do domu, żony, trójki dzieci. Z kopalni w Mysłowicach to prawie 100 km. 28 marca zabrakło 10–15 km.
Łzy płynęły po policzkach nastolatkom, dorosłym i staruszkom, kiedy 31 marca czytali nekrologi przy kościołach w Milówce i Kamesznicy na Żywiecczyźnie: Stanisław Szeląg – lat 47, Jan Walkarz – lat 46, Stanisław Walkarz – lat 43, Grzegorz Nowak – lat 41, Jerzy Fiedor – lat 41, Robert Śleziak – lat 39, Grzegorz Duraj – lat 30. Razem z nimi zginął Ireneusz Tyc – kierowca busa.
Szybciej do domu
Po 21.00 wieczorem z Bielska-Białej, Łodygowic, Żywca, Jeleśni przez Przybędzę mkną busy w stronę Węgierskiej Górki, Kamesznicy, Zwardonia, Rajczy, Ujsoł. Te z kobietami to od „kabelków” – z firm produkujących kable, przewody, światłowody. Te z mężczyznami – ze śląskich kopalń. Z naprzeciwka – ciężarówki z naczepami dłużycowymi – takimi na bale drewna. Tuż za Żywcem kilka lat temu oddano nowy kawałek ekspresówki S-69. W Przybędzy, przez wiadukt z wysokimi ekranami dźwiękoszczelnymi, jedzie się szybciej i wygodniej.
28 marca około 21.30 na wiadukt wjechał bus, którym wracali górnicy z kopalni „Mysłowice-Wesoła”. W tej samej chwili z naprzeciwka nadjeżdżała ciężarówka z pustą naczepą. Nagle naczepa znalazła się na pasie, którym jechał mikrobus. Zmiażdżyła go, przebiła ekran i spadła do potoku. Na miejscu zginęło siedem osób jadących busem, ósma zmarła po przewiezieniu do szpitala w Żywcu. Dziesięciu rannych mężczyzn przebywa w szpitalach w Żywcu, Bielsku-Białej i Sosnowcu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Urszula Rogólska