Czerwiec należy do najmniej znanych polskich miesięcy. A epoka Edwarda Gierka kojarzy się dziś powszechnie nie ze „ścieżkami zdrowia” czy nękaniem działaczy opozycji, a z liberalizacją systemu i wzrostem poziomu życia. Czasem też z długami, które wciąż jeszcze z tego powodu spłacamy.
Mimo że pierwsza połowa lat 70. XX w. była niewątpliwie okresem wzrostu stopy życiowej w PRL, to jednak ponad 30 proc. polskiego społeczeństwa żyło poniżej minimum socjalnego, a około miliona osób potrzebowało pomocy społecznej. W takiej sytuacji przywódcy PZPR zdecydowali się na podwyżki cen artykułów spożywczych, wybierając w dodatku najbardziej radykalny wariant ich jednorazowego wzrostu. Oznaczał on np. podniesienie ceny szynki gotowanej z 90 do 186 zł, cukru z 10,50 na 20 zł czy kiełbasy zwyczajnej z 44 do 70 zł. W grupie najmniej drożejących znalazły się takie rarytasy jak coca-cola (butelka 0,25 l z 5 na 6 zł) czy oranżada (0,33 l z 1,60 na 2 zł). Ekipa Gierka nie zapomniała lekcji Grudnia 1970 r., kiedy to wprowadzenie podwyżek zakończyło się krwawo stłumionymi protestami społecznymi, które doprowadziły do zmian na szczytach władzy, wynosząc do niej obecnego I sekretarza KC PZPR. Tym razem postanowiono zatem nie podnosić cen z zaskoczenia, a przeprowadzić „konsultacje społeczne”. Były one czystą fikcją. 24 czerwca 1976 r. premier Piotr Jaroszewicz przedstawił w Sejmie „propozycję zmian struktury cen”, ale z decyzjami nie czekano, jeszcze tego samego dnia rozesłano po kraju (w zaplombowanych workach) nowe cenniki. Co prawda miały im towarzyszyć rekompensaty, ale – jak oświadczył polskim towarzyszom radziecki premier Aleksiej Kosygin – „rachunki (...) są zrobione niedbale i każdy zobaczy, że to jakieś oszustwo”. Proponowane rozwiązania były sprzeczne ze społecznym poczuciem sprawiedliwości (najmniej zarabiający mieli otrzymać 240 zł miesięcznie, a ci najlepiej wynagradzani nawet 600 zł).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Grzegorz Majchrzak