Licea przestają być ogólnokształcące. Od września zmienią się w kurs przygotowawczy do matury.
To efekt rozporządzenia podpisanego przez minister edukacji narodowej Krystynę Szumilas. Tak, tak, nie żadna ustawa, tylko jeden podpis ma zdecydować o rewolucji dokonującej się w polskiej szkole. Kuchennymi drzwiami ministerstwo wprowadziło zmiany, które mogą mieć fundamentalny wpływ na przyszłość dorastającego pokolenia.
Nasi uczniowie już w wieku 16 lat będą musieli zdecydować, czy zostaną humanistami, inżynierami czy ekonomistami. Wybierając przedmioty ścisłe, zrezygnują z olbrzymiej części wiedzy humanistycznej, i odwrotnie. Już po pierwszej klasie licealnej zakończy się zdobywanie wiedzy z wielu przedmiotów, których nauka rozpoczęła się w gimnazjum. Pozostałe dwa lata uczniowie spędzą przede wszystkim na zgłębianiu wybranych przez siebie dziedzin. Niedostatki wiedzy z dziedzin humanistycznych lub przyrodniczych mają zostać uzupełnione przez przedmioty o nazwach „historia i społeczeństwo” i „przyroda”. Wiedzę fizyczną zastąpią takie bloki tematyczne, jak np. „zdrowie i uroda”, „śmiech i płacz” czy „woda – cud natury” w ramach przyrody, a historyczną – przekrojowe zagadnienia typu: „historia kobiet na przestrzeni dziejów” albo „wojny i wojskowość” w ramach historii i społeczeństwa.
Można się domyślać, że połączenie kilku przedmiotów w bloki tematyczne nie będzie służyć systematyzacji wiedzy. Lekcje staną się raczej przeglądem ciekawostek z różnych dziedzin. Trudno sobie wyobrazić nauczanie historii bez odniesienia do porządku chronologicznego. Tymczasem obowiązkowe zajęcia z tego przedmiotu okrojono w liceum ze 150 do zaledwie 60 godzin! W ten sposób z ważną wiedzą, dotyczącą np. bitwy pod Grunwaldem albo powstania listopadowego, przyszli inżynierowie zetkną się po raz ostatni w gimnazjum. W dodatku o 60 godzin zmniejszono czas nauczania języka polskiego. Poziom świadomości narodowej przyszłych absolwentów liceum może więc okazać się zatrważająco niski.
Zmiany w systemie polskiej edukacji są na pewno konieczne. Od lat wskazuje się przecież na potrzebę odejścia od encyklopedycznego sposobu nauczania w stronę kształcenia praktycznych umiejętności. Tylko czy nie lepiej byłoby zacząć od poprawy jakości nauczania w ramach istniejących już przedmiotów, zamiast fundować uczniom kolejną rewolucję? Po raz kolejny ministerstwo edukacji wylewa dziecko z kąpielą.
Więcej na ten temat przeczytasz w wydaniu papierowym na 26 lutego.
Szymon Babuchowski