Mężczyzna patrzący na kobietę jak na przedmiot zachowuje się jak chłopak, który nie dorósł – mówi Paweł Mianowski. – Zamiast być dla niej oparciem, sam potrzebuje oparcia.
Skąd bierze się takie traktowanie kobiet przez nas, mężczyzn? Dlaczego ode mnie, kierownika budowy, wymagają wyłącznie tego, żebym był twardy, żeby moja praca przynosiła efekty, ale nikt nie oczekuje, abym miał kręgosłup moralny i kształtował osobowość? – te pytania nie dawały spokoju Pawłowi Mianowskiemu od czasu pierwszego kryzysu małżeńskiego. Zastanawiał się nie tylko nad sobą, ale i kolegami, którzy przy pierwszym konflikcie z żoną uciekają w oglądanie pornografii i, jak się dowiedział, nieraz w porze lunchu korzystają z usług agencji towarzyskich. Udają twardzieli, żeby uniknąć zmierzenia się z własną słabością. Tak też było z nim samym.
– Kiedy nie potrafiłem stanąć przed realną kobietą, własną żoną, bo się bałem, że mnie odrzuci, zwróci mi uwagę albo będzie oczekiwać wsparcia, uciekałem w pornografię. Ona nigdy mnie nie odrzuciła. Ale tylko dlatego, że nie wymaga żadnego zaangażowania emocjonalnego. To była relacja czysto przedmiotowa. To trwało bardzo krótko, ale pozostawiło we mnie duży ślad. Choć wtedy oczywiście nie widziałem w tym czegoś bardzo złego. Jakbym był w tym sam – a przecież nie do końca. Zawsze była ze mną nieznajoma kobieta.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych