Mieszkańcy Izraela są drugim po Kanadyjczykach najlepiej wykształconym społeczeństwem na świecie - wynika z najnowszego raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD); 45 proc. Izraelczyków to absolwenci wyższych uczelni.
Izraelczycy zaczynają studia znacznie później niż Europejczycy ze względu na powszechną służbę wojskową. Mężczyźni spędzają w wojsku minimum trzy lata, kończą ją w wieku 21 lat, kobiety służą o rok krócej.
"Po odsłużeniu wojska wielu jedzie na pół roku do Indii, żeby dojść do siebie. Więc ludzie ci zaczynają studia dość późno, najwcześniej w wieku 22 lat, ale większość moich znajomych na uniwersytet trafiła mając 24-25 lat" - mówi Noam, studentka Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie.
"Osoby, które zaczynają studia w tak późnym wieku, aż za dobrze wiedzą co chcą studiować i jaki chcą mieć zawód. W ich studiowaniu jest mało uczenia się, za to dużo energii kieruje się na jak najszybsze ukończenie studiów, spełnienie wymogów, by tylko dostać dyplom i zacząć pracę" - dodaje Jahaw, któremu nie podoba się, że uniwersytet stał się "fabryką dyplomów" i zrezygnował ze studiów po drugim roku.
Szef Agencji Żydowskiej Natan Szaranski, przemawiając w tym tygodniu podczas oficjalnego obiadu w Światowej Religijnej Syjonistycznej Organizacji Kobiet, żartował z tradycyjnego wśród żydowskiej diaspory nacisku na zdobywanie wykształcenia. Przypomniał, że w ZSRR, gdzie wszelkie przejawy religijności były zakazane, Rosjanie zgadywali czy rodzina jest żydowska oceniając jak bardzo jest wykształcona.
Studenci w Izraelu płacą za studia relatywnie nieduże czesne: średnio 11,5 tys. szekli (9850 złotych) rocznie. Jeśli znajdą pracę w swoim zawodzie, to zaraz po studiach będą mniej więcej tyle samo zarabiać miesięcznie.
Pozostałe koszty nauki są subsydiowane przez państwo. Izraelczycy, którzy służyli w wojsku, dostają granty, które mogą wydać na przykład na wesele, na założenie biznesu lub właśnie na opłacenie studiów.