Codzienność pomaga mi zrozumieć, że ludzka natura nosi w sobie słabość, a człowiek stale podatny jest na upadki i zranienia.
04.02.2012 17:00 GN 05/2012
To, co mnie przerasta, najczęściej staje się moją wewnętrzną chorobą, nieprzyjemnym złamaniem na duchu.
Pytam siebie, co z tym robię? Komu przedstawiam z nadzieją na wsparcie i uzdrowienie? Uczę się, że źródło mych sił i leczenia ran jest jedno – to Jezus Chrystus. Wierzę, że On przynosi ukojenie w ciszy nawet nieumiejętnie odmawianej modlitwy. Uzdrawia, gdy z prostotą nazywam swój ból, rozdarcie i zagubienie. Pomaga dostrzec, że choćby wszystko zdawało się gmatwać, On z czasem przynosi właściwe swej logice rozwiązanie. Nieraz chciałabym po swojemu. To prawda. Jednak Chrystus daruje mi siły do podejmowania wciąż nowych kroków.
One skłaniają mnie ku wierze w Jego uzdrawiające działanie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.