Dziś piszą artykuły i przeprowadzają wywiady. Kiedyś dorabiali własne słowa do Psalmów, mylili „stułę” ze „stówą”, palili węgielkami dywany i ku uciesze kumpli, gonili po kościele zbłąkane psy. Jednym słowem: służyli przy ołtarzu.
Nigdy nie słyszałem tak krótkich modlitw jak w czasie październikowego Różańca. Czasami ksiądz zaskoczonym ministrantom wręczał mikrofon i prosił o odmówienie dziesiątki. Czarna dziura. Nerwy. Zaraz, zaraz… Jak to szło? Pamiętam jak klęczący obok mnie przerażony kolega pobożnie wyszeptał: „Zdrowaś Mario módl się za nami grzesznymi. Amen”. Krótko i węzłowato.
A czytanie do mikrofonu tego fragmentu z Księgi Daniela: „... powiedział królowi Nabuchodonozorowi”. Spróbujcie to powtórzyć trzy razy z rzędu. „Powiedział królowi Nachudo, Naduchobodo..” – dukałem w zakrystii. Zaczęła się Msza. Stanąłem przerażony przed tłumem i… wycwaniłem się. Przeczytałem: „powiedział królowi”. Czy wszyscy muszą wiedzieć jak miał na imię?
Podczas Triduum przed Wielkanocą pod koniec czytania z Księgi Wyjścia w lekcjonarzu zaznaczono: „Nie czyta się <<Oto słowo Boże>>”, bo zaraz po czytaniu jest śpiewany psalm, który jest dalszym ciągiem czytania. A mój kolega skończył czytanie, popatrzył na tłum okiem profesjonalnego spikera i przeczytał: „Nie czyta się <<Oto słowo Boże>>”. Wierni zarechotali.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz