Na Kubie zmarł po 56 dniach głodówki Wilmar Villar. To miał być protest przeciw reżimowi Castro. Ani brat dyktatora, ani świat niewiele się tym przejęli.
24.01.2012 11:59 GOSC.PL
Reżim na Kubie trwa. Niby nie nowość, ale jakoś sytuacja na wyspie objęta jest zasłoną milczenia. Na Kubie zmarł po 56 dniach głodówki Wilmar Villar. Informację tą podało sporo portali internetowych, zamykając je w jednym zdaniu, bez cienia komentarza. Tymczasem, mimo ogłoszonej w grudniu amnestii więźniów politycznych, 31-letni mieszkaniec Santiago de Cuba przebywał w areszcie jako opozycjonista. Pretekstem do aresztowania tak naprawdę był fakt odmowy współpracy z reżimem Castro. Villara kilkakrotnie łapała policja – zdesperowany próbował przedostać się do Hawany w celach poszukiwania pracy (emigracja do stolicy na Kubie jest karana!). Był on jednym z ponad miliona bezrobotnych na Kubie, zostawił żonę i dwie córeczki. Villar kilka miesięcy temu przystąpił też do opozycyjnej partii Union Patriotica. Najpierw jako zapalony do walki, manifestacji. Potem, kiedy ktoś podrzucił mu książki Mahatmy Gandhiego, przeszedł duchową transformację. W więzieniu głodował i nie pił. Władze Kuby starały się ukryć jego śmierć. Podano nawet, że zmarł, bo miał kłopoty zdrowotne, był słaby. Żona Villara, z którą próbowały kontaktować się brytyjskie i włoskie media – BBC i dziennik episkopatu Włoch „Avvenire” – powiedziała: „Dajcie nam spokój, bo poderżną nam gardła”.
Ostatnie dwa głośne przypadki protestów wobec reżimu Raula Castro to głodówka 49-letniego Guillermo Farinasa – w kubańskich więzieniach za działalność opozycyjną wobec komunistycznego rządu spędził ponad 11 lat. Farinas został uhonorowany przez Parlament Europejski Nagrodą Sacharowa za walkę o wolność słowa i prawa człowieka. Na uroczystość wręczenia nagrody nie przyjechał, bo władze w Hawanie nie wypuściły go z kraju. Druga głośna historia to casus Orlando Zapata Tamaro, który zmarł z głodu i pragnienia w lutym 2010 r. Po nagłośnieniu tego przypadku, Castro zwolnił 2 tys. więźniów. Tym razem, mimo zbliżającej się papieskiej pielgrzymki, kubański przywódca nie składa żadnych deklaracji.
Przypadek Villmara jest bardzo niepokojący nie tylko dlatego, że władze wyspy usiłują za wszelką cenę pokazać, że nawet Papież i jego wezwanie do nawrócenia i humanitarnego traktowania ludzi niczego nie są w stanie wskórać. Gorsze chyba jest to, że w grudniu na Kubie ogłoszono amnestię ze względów humanitarnych dla ok. 3 tys. osadzonych. Castro deklaracją zamknął buzię światu, a więźniów politycznych, jak się okazuje, nie wypuścił. Potrzeba było głodowej śmierci Villara, by sprawa wyszła na jaw. Co na to międzynarodowe forum? Milczy….
Joanna Bątkiewicz-Brożek