"Europie - tak!", "Żegnajcie Bałkany!" - takimi tytułami komentują w poniedziałek gazety w Zagrzebiu wynik referendum, w którym 66 proc. głosujących poparło członkostwo w UE. Chorwaci nie kryją jednak, że powiedzieli "tak" z rozsądku, a nie z miłości.
"Chorwaci po raz drugi powiedzieli swoje najważniejsze +tak+", "Dzień, kiedy Chorwaci znów zmienili swój kraj" - tymi słowami najważniejsze dzienniki "Jutarnji list" i "Veczernji list" nawiązały do referendum niepodległościowego z 1991 roku, w którym Chorwaci poparli decyzję o oderwaniu się od Jugosławii.
"Po 6 latach maratonu negocjacyjnego i 20 lat niepodległości Chorwaci zagłosowali za wejściem do wspólnoty państw europejskich" - podsumowuje "Veczernji list". "Najważniejsze, że powiedzieliśmy Bałkanom +żegnaj+ na zawsze" - cytuje opinię b. premiera Nikicy Valenticia, wygłaszaną w poniedziałek przez wielu Chorwatów.
Politycy przyznają, że choć spodziewali się niższego poparcia dla UE, to liczyli na wyższą frekwencję. "Nikt nie chciał psuć atmosfery, ale frekwencja była policzkiem dla elity" - ocenił "Jutarnji list" w relacji z wieczornego ogłoszenia wyników w niedzielę. "Dobra wiadomość to ta, że z woli swoich obywateli Chorwacja wchodzi do UE. Zła - to że duża liczba obywateli w ogóle nie czuła motywacji do głosowania w tak ważnej sprawie" - skomentował dziennik.
"Veczernji list" tłumaczy, że wiele osób "nie wierzy państwowym instytucjom, a zwłaszcza politykom" po skandalach korupcyjnych, które w grudniowych wyborach doprowadziły do odsunięcia od władzy konserwatywnej Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (HDZ). "UE zaczęto uosabiać z krajową polityką. Poza tym ludzie są zmęczeni polityką jako taką i samą drogą do UE" - ocenia gazeta. Według niej część wyborców "nie chciała uczestniczyć w tym polityczno-medialnym projekcie. "Wszystko dobrze, ale kibicowanie Unii stało się niesmaczne" - przytacza dziennik opinię zagrzebskiego taksówkarza. Jako kolejny powód niskiej frekwencji wymienia stan samej Unii Europejskiej, pogrążonej w kryzysie.
Politolog Damir Grubisza z uniwersytetu zagrzebskiego główny powód upatruje w słabej kampanii informacyjnej rządu i ożywionej propagandzie eurosceptyków w ostatnich tygodniach przed referendum. "Nie było kampanii informacyjnej z prawdziwego zdarzenia. Dobra strategia komunikacyjna została opracowana w 2006 r., ale nie było implementacji" - powiedział PAP. Przypomniał też, że negocjacje odbywały się za zamkniętymi drzwiami, co podsycało wątpliwości. "Jest to też wynik głębokich podziałów ideologicznych i znaczącego wpływu konserwatyzmu" - dodał. Zwrócił przy tym uwagę na rolę Kościoła w kraju, gdzie 89 proc. mieszkańców deklaruje się jako katolicy. "Kościół jest podzielony. Hierarchia popiera wejście do UE, ale księża w terenie są eurosceptyczni" - powiedział Grubisza.
"Wybraliśmy mniejsze zło" - to zdanie powtarzało się w wypowiedziach wielu osób, pytanych w punktach wyborczych. "Nie głosowaliśmy za Unią, dlatego że ich kochamy, ale dlatego że nie kochamy tamtych" - powiedziała PAP Visznja Filić, zadbana 40-latka. "Kto wie, czy tam będzie lepiej, może tak, może nie. Ale jaki mieliśmy wybór. Może młodym będzie lepiej" - zastanawiał się emeryt Zvonimir Lepan.
"Samo wejście do UE tak, ale nie w takich okolicznościach. I nie z tymi nieudacznikami u władzy, którzy nie potrafią nawet dobrze poprowadzić negocjacji" - cytowała jedna z gazet młodego tatę Hrvoje Sekelja.
Zachwyceni wynikiem referendum są ekonomiści. "Mamy atest, że jesteśmy normalną gospodarką, atest dla inwestycji" - ocenił minister gospodarki Radimir Czaczić. Gdyby obywatele odrzucili wejście do UE, w ciągu 24 godzin spadłby rating kredytowy Chorwacji. "Teraz jesteśmy stabilni, możemy się rozwijać, a w razie upadku mamy mocne fundamenty, by ozdrowieć" - powiedział.
Największe poparcie dla UE zarejestrowano w województwie medjimurskim, najbardziej wysuniętym na północ regionie Chorwacji, gdzie już sporo korzystano z funduszy europejskich; "tak" powiedziało tam 75 proc. głosujących. Najgorszy wynik padł w województwie dubrownicko-neretwańskim - 57,9 proc., co odzwierciedla panujący nad Adriatykiem niepokój o stocznie, których restrukturyzacji domaga się UE. Poza tym do Dalmacji przyjeżdża na wypoczynek wielu Włochów, którzy nie są dobrego zdania o UE. W Zagrzebiu "tak" powiedziało 67,8 proc. głosujących.
Na wysokość frekwencji ma też wpływ nieuregulowana kwestia list wyborczych. Państwowa Komisja Wyborcza oficjalnie ogłosiła, że uprawnionych do głosowania jest ponad 4,4 mln obywateli Chorwacji. Tymczasem według spisu ludności z 2011 roku Chorwacja ma 4,29 mln mieszkańców. Vanja Skorić z nadzorującej wybory organizacji GONG wyjaśniła PAP, że listy wyborców są sporządzane na podstawie danych o zamieszkaniu. Z powodu migracji, m.in. wojennych, niedostosowanego do obecnej sytuacji prawa oraz "powolnej administracji państwowej" na listach meldunkowych jest wiele osób, które już fizycznie nie mieszkają w Chorwacji - wskazała.
Indagowani o tę różnicę politycy, przywoływali w rozmowie z PAP dużą liczbę emigrantów; według nich zagranicą, głownie w Bośni i Hercegowinie, żyje 1-2 mln Chorwatów. Nieoficjalnie przyznawali jednak, że na listach wyborców jest wiele martwych dusz. Jak pisała prasa, uporządkowanie list jest jednym z pierwszych zadań nowego rządu i Saboru. Prof. Grubisza przyznał, że gdyby listy były już zweryfikowane, inna byłaby wysokość frekwencji.
Politycy przypominają, że referendum to dopiero początek drogi do UE. Chorwacja musi kontynuować reformy, zwłaszcza w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości, gdzie oczekuje się ścigania korupcji i zbrodni wojennych. Jeśli wszystkie kraje UE sprawnie przeprowadzą ratyfikację traktatu akcesyjnego podpisanego 9 grudnia, za polskiej prezydencji, Chorwacja wejdzie do Unii Europejskiej 1 lipca 2013 roku jako 28. kraj. Będzie drugim, po Słowenii, krajem UE wśród byłych republik wchodzących niegdyś w skład Jugosławii.