Byłem przeciwny siłowemu rozwiązaniu w 1981 r. - powiedział w ostatnim słowie były I sekretarz KC PZPR 84-letni Stanisław Kania. Kania chce uniewinnienia.
Wygłasza on w czwartek przed Sądem Okręgowym w Warszawie ostatnie słowo w procesie o wprowadzenie stanu wojennego w grudniu 1981 r. Po tym sądowi pozostanie już tylko wydanie wyroku - zapada on w terminie do siedmiu dni od zakończenia mów końcowych.
W swym wystąpieniu Kania podkreślał, że przestał pełnić funkcję I sekretarza na dwa miesiące przed stanem wojennym, a zarzuca mu się udział w jego przygotowywaniu. "Nie wyznaczałem takiego celu jak stan wojenny" - oświadczył. Dodał, że w tym procesie "przyszło mu zaś uosabiać zbrodniczy związek zbrojny, wprowadzenie stanu wojennego i likwidację +Solidarności+". "Słyszę w tym szyderczy chichot historii" - dodał. Według Kani na całą jego rodzinę, w tym dorosłą wnuczkę, wpłynie "piętno nadane mu przez IPN".
Związek zbrojny to - według podsądnego - "wirtualna konstrukcja". "Związek zbrojny nie mógł istnieć, bo jego członkami miałyby być osoby sprawujące najwyższe stanowiska w państwie, mające pełnię władzy; takie osoby nie mają potrzeby tworzenia innych struktur" - dodał Kania.
Według niego w aktach sprawy "nie ma śladów IPN by uzasadnić oskarżenie dowodami". Dodał, że "proces nie mógł przynieść prawdziwych dowodów na wsparcie fałszywego oskarżenia" i nie pojawiły się na nim zeznania świadków, którzy poparliby oskarżenie. Jego zdaniem "świadkowie oskarżenia stali się świadkami obrony". Kania zwrócił uwagę, że prokurator IPN nie przedstawił żadnego świadka ze strony NSZZ "Solidarność".