O pożytkach z wizyty duszpasterskiej, tłumaczeniu wiernym potrzeb materialnych parafii i największej „kolędowej” przygodzie Stefanowi Sękowskiemu opowiada ks. Jerzy Poręba.
A księdzu osobiście?
Kolęda otwiera księdzu oczy, z kim ma do czynienia, jakie problemy mają parafianie. To lepsze niż badania socjologiczne. Wizyta duszpasterska potrafi sprowadzić księdza na Ziemię.
Miał ksiądz taką kolędę?
Poniekąd w parafii św. Teresy w Lublinie, za Cukrownią. Znałem ją wcześniej, jako dziecko do niej należałem i wiedziałem, że są to slumsy Lublina. Nieraz mówiłem biskupowi, czy księżom – „jeśli chcecie zobaczyć, jak żyją ludzie ubodzy, to tam pojedźcie”. Ci ludzie nie byli najgorsi, ale żyło im się tam fatalnie; bez toalety, łazienki, dopiero z czasem zaczęli kopać sobie szamba. Życie proboszcza wśród takich ludzi też nie jest łatwe, bo oni potrzebują wiele pomocy, z drugiej strony, choć i ludzie bywali bardzo ofiarni, trudniej taką parafię utrzymać. Taka wizyta duszpasterska działa ozdrowieńczo na tych, którzy poszli do kapłaństwa, bo myśleli, że wszystko będzie piękne, łatwe i przyjemne.
Jaka była najbardziej zaskakująca wizyta duszpasterska w księdza życiu?
W parafii św. Andrzeja Boboli. To był już koniec dnia, wchodzę do kolejnego mieszkania, a tam – nie ma światła. Przy stole siedzi kilku facetów, świeci się świeca, trunku jeszcze nie rozpoczęli. Pytam się – Panowie nie płacili za prąd? – Tak, dziś wróciłem z więzienia, koledzy mnie witają – odpowiedział jeden z nich. Poczułem się trochę nieswojo. Pomodliliśmy się, pobłogosławiłem mieszkanie. Na koniec gospodarz pyta: - A na co ksiądz zbiera? Powiedziałem mu, że budujemy kościół. Wziął więc czapkę i mówi do kolegów: - Chłopaki, wrzućcie coś, żeby ksiądz na durno nie chodził. Wytłumaczył mi, że jest złodziejem samochodowym. Dał mi też swój numer telefonu komórkowego, i powiedział: - Gdyby księdzu coś się przytrafiło, to proszę najpierw do mnie zadzwonić, bo policja nie zawsze szybko zareaguje.
Numer telefonu się przydał?
Parę dni później w domu parafialnym spotkała się młodzież. Jedna z dziewcząt zostawiła przy drzwiach kożuch i ktoś go ukradł. Przypomniałem sobie o tym parafianinie i do niego zadzwoniłem. – Niech ksiądz da mi godzinę. Jak to ktoś stąd, to go znajdę, jak przyjechał z innej dzielnicy na gościnne występy, to już nic nie poradzę – powiedział. Za godzinę przychodzi mężczyzna ze spuszczoną głową, niesie kożuch. – Nie wiedziałem, że to księdza znajoma. To się nigdy więcej nie wydarzy! – powiedział (śmiech).
Lubi ksiądz „kolędować”?
Tak. Najważniejsze, by być zdrowym, bo choremu księdzu ciężko chodzić po kolędzie a i ludzi można pozarażać. Trzeba im poświęcić trochę czasu, by nie widzieli w księdzu urzędnika, ale duszpasterza. Trzeba im mówić prawdę, ale jednocześnie zostawiając decyzję zainteresowanym. Trzeba być dla nich życzliwym, bo złego traktowania mają dosyć. Gdy wszystko dzieje się w chrześcijańskiej atmosferze, wtedy kolęda jest udana.
*Ks. Jerzy Poręba – proboszcz parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Dąbrowicy. Przez lata był opiekunem duchowym kleryków w Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Lublinie.
Stefan Sękowski