Gdański sąd oddalił zażalenie trzech członków rodziny Olewników oraz współpracownika Włodzimierza Olewnika na prokuratorskie przeszukania w ich domach i miejscach pracy. Zdaniem sądu przeszukania były zasadne i odbyły się zgodnie z regułami prawa.
Do przeszukań doszło 17 listopada. Prokuratorzy zdecydowali się na nie, bo podejrzewali, że rodzina Olewników nie przekazała wszystkich dowodów, które mogły być istotne dla sprawy dot. porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Wszystkie osoby, u których odbyły się przeszukania, złożyły zażalenia na te czynności.
Jak poinformował w poniedziałek PAP rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasz Adamski, po zapoznaniu się ze sprawą, 30 grudnia Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe uznał, że "przeszukania odbyły się zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego, w sposób prawidłowy".
"Przeszukania nastąpiły na podstawie postanowienia właściwego organu - prokuratora; postanowienie było szczegółowo uzasadnione; katalog poszukiwanych rzeczy był wystarczająco sprecyzowany. Czynności przeprowadziły właściwe - uprawnione organy. Przeszukania zostały właściwie udokumentowane protokołami z tych czynności, które doręczono zainteresowanym" - powiedział PAP Adamski dodając, że przeszukania "miały uzasadnienie w zgromadzonym materiale dowodowym".
Pełnomocnicy rodziny Olewników, mecenasi Bogdan Borkowski i Ireneusz Wilk, powiedzieli PAP, że będą mogli ustosunkować się do decyzji sądu o oddaleniu zażaleń, w tym zażalenia Włodzimierza Olewnika, po zapoznaniu się z pisemnym postanowieniem w tej sprawie wraz z uzasadnieniem.
Wilk, odnosząc się do zażalenia Włodzimierza Olewnika, powiedział, że "ocena sądu, jak się okazuje, jest odmienna niż ocena pokrzywdzonego" i podkreślił jednocześnie, że tylko w ten sposób może obecnie skomentować decyzję sądu.
Sam Włodzimierz Olewnik powiedział PAP, że nie otrzymał jeszcze oficjalnej informacji o oddaleniu jego zażalenia na przeszukanie, nie zna też treści uzasadnienia decyzji sądu i dlatego nie chce jej komentować. "Ja jeszcze nic o tym nie wiem, dlatego nie mogę tego komentować. Jeżeli tak by było, to jestem tym zaskoczony" - powiedział Olewnik. Podkreślił, że zawsze współpracował z organami ścigania i sejmową komisją śledczą wyjaśniającymi sprawę uprowadzenia i zabójstwa jego syna Krzysztofa, w której ma status pokrzywdzonego. "Zawsze byłem do dyspozycji prokuratury i komisji śledczej" - zaznaczył Olewnik.
W listopadzie śledczy przeszukali nieruchomości należące do Włodzimierza Olewnika, domy jego córek - Danuty i Anny - oraz lokale, którymi rozporządzał jeden ze współpracowników Włodzimierza Olewnika. W sumie czynności odbyły się w siedmiu miejscach zamieszkania i pracy, a w ich trakcie zabezpieczono 480 różnego rodzaju dowodów.
Wszystkie osoby, u których dokonano przeszukań, złożyły zażalenia na te czynności. Jak informował PAP na początku grudnia pełnomocnik rodziny Olewników mecenas Bogdan Borkowski, w skargach wskazano na naruszenie podstaw prawnych oraz niezasadny tryb przeszukania.
Zdaniem skarżących śledczy nie mieli wystarczających podstaw, by sądzić, że rodzina Olewników ukrywa jakiekolwiek dowody. Borkowski zapewnił, że rodzina zawsze wykazywała chęć współpracy z prokuraturą i śledczy mogli dokonać przeszukań "nawet za zgodą rodziny". Mecenas dodał, że w zażaleniu złożonym przez Danutę Olewnik zwrócono też dodatkowo uwagę na tryb, w jakim dokonano przeszukania, w tym na jego bardzo wczesną porę (przeszukanie rozpoczęło się o godz. 6 - PAP) oraz obecność dzieci przy tej czynności.
W dniu przeszukań gdańska prokuratura wydała specjalne oświadczenie, w którym uzasadniała ich przeprowadzenie. Śledczy poinformowali, że przeprowadzono je "w celu ujawnienia i zabezpieczenia m.in. oryginałów wszelkich nośników mogących zawierać nagrania dźwiękowe dotyczące kontaktów członków rodziny K. Olewnika z osobami podającymi się za porywaczy, urządzeń służących do rejestracji tych nagrań, zapisów z monitoringu posesji K. Olewnika dokonanych w październiku 2001 r. oraz nieprzekazanych do tej pory do prowadzonego postępowania karnego oryginałów listów skierowanych przez K. Olewnika do osób najbliższych po jego uprowadzeniu".
Jak informowali śledczy, ich wątpliwości wzbudził np. fakt, iż w treści dwóch nagrań, którymi dysponowała prokuratura, a na których utrwalono głos Krzysztofa Olewnika, pojawiają się odpowiedzi na pytania, które nie występują na żadnym z dostarczonych śledczym nagrań.
Wątpliwości prokuratorów wzbudziło też porównanie czasu trwania części przekazanych do postępowania nagrań z czasem trwania połączeń telefonicznych, w trakcie których nagrania miały być rejestrowane. Śledczy doszli do wniosku, że być może przekazano im niepełne nagrania rozmów pomiędzy członkami rodziny Krzysztofa Olewnika a porywaczami.
Śledczy powzięli też podejrzenia, że na terenie posesji oraz w domu Krzysztofa Olewnika w 2001 r. mógł - wbrew zapewnieniom rodziny - działać monitoring.
W dniu przeszukania prokuratura ujawniła także, że dysponuje nagraniem, które może potwierdzić wersję mówiącą o tym, że Krzysztof Olewnik sam się uprowadził. Mogłaby wskazywać na to ekspertyza nagrania rozmowy między rodziną Olewników a przedstawicielem porywaczy ze stycznia 2002 roku, a więc kilka miesięcy po porwaniu. W tym czasie Krzysztof Olewnik miał być więziony na działce w okolicach Kałuszyna. Rozmowa, dotycząca okupu, została zarejestrowana z podsłuchu założonego na telefonie sprawców. Osoba znajdująca się w pobliżu telefonu, jeszcze przed rozpoczęciem połączenia, instruuje mężczyznę, który rozmawia potem z członkiem rodziny Olewników; jak wykazały badania, osobą tą był Krzysztof Olewnik, a rozmowa przeprowadzona została w centrum Warszawy.
Według gdańskiej PA, analiza wcześniejszego materiału dowodowego i nowe dowody w sprawie "każą poddać w wątpliwość dotychczas ustaloną wersję przebiegu zdarzeń, zarówno w czasie zaginięcia K. Olewnika, tj. 26-27 października 2001 r., jak i w późniejszym okresie".
Rodzina Olewników kategorycznie zaprzecza, jakoby miała ukrywać przed śledczymi jakiekolwiek dowody. Olewnikowie zapewniają też, że w domu Krzysztofa nie było czynnego monitoringu. Ich zdaniem nieprawdziwa jest także wersja zakładająca, że Krzysztof Olewnik sam się uprowadził. Rodzina utrzymuje też, że osoba, która na nagraniu wydaje instrukcje porywaczom, to nie Krzysztof Olewnik.
Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło w październiku 2001 roku. Sprawcy porwania kilkadziesiąt razy kontaktowali się z rodziną Olewnika, żądając okupu. W lipcu 2003 r. porywaczom przekazano 300 tys. euro okupu, jednak Krzysztof Olewnik nie został uwolniony. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został zamordowany. Jego ciało zakopano w lesie w pobliżu miejscowości Różan (Mazowieckie). Odnaleziono je w 2006 r., a w 2010 r. po ekshumacji na cmentarzu w Płocku i badaniach genetycznych ostatecznie potwierdzono tożsamość Krzysztofa Olewnika. (PAP)