W zamieszkach w mieście Żanaozen w zachodnim Kazachstanie zginęło w piątek 10 osób, są też ranni - poinformował prokurator generalny Aschat Daułbajew. Do starć doszło między zwolnionymi z firm naftowych pracownikami a specjalnymi oddziałami policji.
Wg prokuratora podczas zamieszek spłonęły trzy budynki, w tym siedziba lokalnych władz. Podpalono też siedzibę kompanii naftowej Uzenmunaigaz i hotel w tym mieście, liczącym 90 tysięcy mieszkańców.
Sprzeczne są doniesienia dotyczące tego, co sprowokowało zajścia. Według władz w centrum miasta zaatakowano funkcjonariuszy policji, którzy chcieli uspokoić protesty, toteż użyli oni broni.
Wg zwolnionej z pracy w czerwcu za udział w strajku byłej pracownicy firmy naftowej, Rozy Teletajewej, na którą powołuje się AP, pokojowo nastawionych kilkuset demonstrantów otoczyła policja. Teletajewa utrzymuje, że to policja sprowokowała zajścia, otwierając ogień.
Setki pracowników spółek naftowych domagają się lepszych wynagrodzeń i warunków pracy od ponad sześciu miesięcy. Niemal 1000 pracowników zwolniono za strajki latem, lecz demonstracje nie ustały.
W Kazachstanie, który od ponad 20 lat jest rządzony twardą ręką przez prezydenta Nursułtana Nazarbajewa i który jest najsilniejszą i największą gospodarką Azji Środkowej, rzadko dochodzi do takich aktów przemocy.
Piątkowe zajścia zakłóciły obchody 20. rocznicy uzyskania niepodległości. Władze Kazachstanu orzekły, że zajścia zostały wywołane przez siły przestępcze i grupy wandali i chuliganów. Zablokowały, jak pisze AP, dostęp do internetu i telefonii komórkowej.