Sąd umorzył w czwartek proces karny o zniesławienie wytoczony ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu przez oficera wywiadu PRL Edwarda Kotowskiego. Powód umorzenia to nieobecność Kotowskiego w sali rozpraw. W tym czasie udzielał on wywiadów mediom przed salą.
Oficer wywiadu PRL Edward Kotowski oskarżył o pomówienie ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który powiedział o nim, że zbierał w Watykanie informacje przydatne do zamachu na Jana Pawła II. Ksiądz odpierał zarzuty. Chciał ujawnienia w sądzie nowych dokumentów.
Niejawny dla publiczności proces miał się rozpocząć w czwartek przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów. Kilka minut przed planowanym rozpoczęciem rozprawy do Kotowskiego podeszło kilka ekip telewizyjnych oraz uczestnicy odbywającej się przed sądem pikiety "Solidarnych 2010" popierającej księdza.
Kotowski, który początkowo nie chciał rozmawiać z mediami, wdał się z nimi w dyskusję. Jak mówił, "pracował dla państwa polskiego" i nie uczestniczył w przygotowaniach do zamachu na Jana Pawła II. Na uwagę jednego z pytających, że "był częścią układu prześladującego osoby takie jak ks. Isakowicz-Zaleski", Kotowski odparł, że "nie może odpowiadać za inne osoby, tak jak ks. Isakowicz-Zaleski nie odpowiada za zło Kościoła, np. inkwizycję".
W tym czasie protokolant wywołał rozprawę i do sali wszedł tylko oskarżony ks. Isakowicz-Zaleski z obrońcą, mec. Iwoną Zielinko. Wyszli po kilku minutach, informując, że sąd umorzył proces z powodu nieobecności oskarżyciela prywatnego. "To był podstęp, zatrzymaliście mnie państwo tutaj, aby sprawa została umorzona, gratuluję księdzu" - mówił wzburzony Kotowski, który dobijał się potem do sali rozpraw, ale drzwi były już zamknięte. Ma on prawo zaskarżyć postanowienie sądu o umorzeniu sprawy - nie wiadomo, czy tak uczyni.
W styczniu 2009 r. w wywiadzie dla gazety "Polska The Times" ksiądz powiedział, że ppłk Kotowski jako oficer wywiadu PRL o pseudonimie "Pietro" miał w Watykanie prowadzić agenta o kryptonimie "Prorok" i uczestniczyć w ten sposób w zbieraniu informacji z życia osobistego papieża, które mogły posłużyć zorganizowaniu zamachu na Jana Pawła II. Kotowski zaprzecza temu, podkreślając, że to nie on prowadził tego agenta, a ustalenia badaczy nie wskazują, by "Prorok" miał przekazywać informacje, które mogłyby być przydatne do ewentualnego zamachu.
"Obciążanie mnie przypisywanymi informacjami jest pozbawione jakichkolwiek podstaw i stanowi wielkie nadużycie, nie tylko moralne, ale także wyczerpuje znamiona i zakres przestępstwa określonego w art. 212 par. 2 Kodeksu karnego" - oświadczył Kotowski. Według tego artykułu (trwa kampania społeczna o jego wykreślenie jako godzącego w wolność słowa) za pomówienie w mediach o działanie mogące poniżyć kogoś w opinii publicznej grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo do roku więzienia. Jak mówił, wybrał drogę procesu karnego, bo uznaje ją za szybszą.
Kotowski (obecnie emeryt) mówił PAP w sądzie, że w latach 1979-83 pracował w misji dyplomatycznej PRL przy Watykanie i jednocześnie był oficerem wywiadu, a "role te uzupełniały się". Dodał, że działał na rzecz "zdecydowanego polepszenia" stosunków państwo-Kościół. Zaprzeczył, by służby PRL miały jakikolwiek związek z zamachem na placu św. Piotra w maju 1981 r. Przyznał, że był już przesłuchiwany w śledztwie IPN w sprawie zamachu na Jana Pawła II (śledztwo trwające od 2006 r. ma się zakończyć umorzeniem - PAP).
"Uważam, że pan Kotowski prowadził szkodliwą działalność wobec Kościoła i zamierzam to wykazać na procesie" - powiedział przed salą rozpraw ks. Isakowicz-Zaleski. Jego zdaniem ta sprawa nie nadaje się na proces karny, a co najwyżej na cywilny. Art. 212 Kk ksiądz uznaje za służący "kneblowaniu wolności słowa".
Ks. Isakowicz-Zaleski to były kapelan nowohuckiej Solidarności, zwolennik lustracji w Kościele. Autor głośnej książki "Księża wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji krakowskiej" (2007).