Niemcy nie zamierzają zdominować UE, która opiera się na partnerstwie równych krajów - zapewnił we wtorek szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle, odpierając zarzuty części komentatorów, jakoby Berlin chciał narzucić UE rozwiązania w walce z kryzysem.
Westerwelle oraz szefowie dyplomacji Polski i Grecji, Radosław Sikorski i Stawros Dimas, wzięli udział w konferencji "Berlińskie Forum Polityki Zagranicznej", zorganizowanej przez Fundację Koerbera.
W trakcie dyskusji ministrów często nawiązywano do przemówienia Sikorskiego, wygłoszonego w poniedziałek w Berlinie na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej. Szef polskiego MSZ zaapelował w nim do Niemiec o obronę strefy euro. "Prawdopodobnie będę pierwszym ministrem spraw zagranicznych, który tak mówi, ale to powiem: mniej się obawiam niemieckiej siły, niż zaczynam bać się niemieckiej bezczynności" - mówił.
Zaproponował również zmiany w funkcjonowaniu UE, w tym zmniejszenie i jednoczesne wzmocnienie Komisji Europejskiej, ogólnoeuropejską listę kandydatów do Parlamentu Europejskiego, połączenie stanowisk szefa KE i prezydenta UE.
"Biorąc pod uwagę historię naszych dwóch krajów, bardzo godny zauważenia był moment, w którym wczoraj (w poniedziałek) polski minister spraw zagranicznych zaapelował do Niemiec o więcej politycznego przywództwa" - podkreślił podczas wtorkowej debaty Westerwelle, komentując wystąpienie Sikorskiego.
Niemiecki minister zastrzegł, że "przewodzenie UE nie polega na tym, że jeden czy dwa kraje niczym dyrektoriat dyktują innym krajom, co mają robić".
"UE oznacza partnerstwo, w którym wszyscy są równi. To oznacza, że mamy wolę politycznego przywództwa, ale nie w znaczeniu dominowania nad innym krajami. Zawsze należy pracować nad integracją europejską w formacie 27 państw" - powiedział.
"Integracja europejska nie jest ekskluzywnym klubem. To oferta. Jeśli jeden kraj nie chce się przyłączyć, to nie może mieć też możliwości blokowania działań innych" - dodał Westerwelle. Pośrednio odniósł się on do komentarzy niektórych brytyjskich mediów, które w minionych tygodniach zarzucały Niemcom próbę "dyktatu" w polityce antykryzysowej.
Oburzenie części brytyjskich komentatorów wywołały niedawno słowa jednego z czołowych polityków rządzącej chadecji Volkera Kaudera, który ocenił, iż niemieckie pomysły na walkę z kryzysem są akceptowane przez większość UE. "W Europie nagle mówi się po niemiecku" - oświadczył kilka tygodni temu. Zarzucił też Londynowi, że sprzeciwiając się unijnemu podatkowi od transakcji finansowych, broni egoistycznych interesów sektora finansowego.
We wtorek Sikorski, który apelował dzień wcześniej do Berlina o przywództwo w UE, zauważył z kolei, że w systemie UE "żaden pojedynczy kraj nie może dominować". Nawet podejmując decyzję metodą większościową, a nie jednogłośnie, zawsze potrzebne są koalicję - argumentował.
Zdaniem Sikorskiego politycy zbyt często prezentują się wyborcom w roli "obrońców narodowych interesów przed Brukselą", a zapominają poinformować, że dyrektywy unijne nie są czymś narzuconym wbrew ich woli, lecz zaakceptowanym przez wszystkie państwa.
Polski minister powtórzył ocenę sytuacji, którą sformułował już w poniedziałek. "Jesteśmy świadkami dramatycznego kryzysu strefy euro. Jeśli strefa euro się rozpadnie, nie przesądzałbym, że jednolity rynek przetrwa" - powiedział.
"To kryzys zadłużenia, ale bardziej kryzys zaufania - powiedział. - Możemy odbudować zaufanie, okazując polityczną wolę znalezienia rozwiązania. Dlatego grudniowy szczyt UE jest tak ważny".
Zdaniem Sikorskiego przedstawione przez niego propozycje zmian w funkcjonowaniu UE, w tym zaostrzenie sankcji za łamanie dyscypliny finansowej i kontrola nad budżetami państw, uczynią ją znów zdolną do działania.
O konieczności reform UE mówili też Westerwelle i Dimas. Niemiecki minister przypomniał, że Berlin opowiada się za ograniczoną i szybką zmianą traktatu UE, prowadzącą do wzmocnienia dyscypliny finansowej w strefie euro i budowy "unii stabilności".
Ocenił on też, że w aktualnej debacie niesłusznie oddziela się doraźne działania antykryzysowe od reformy UE, by zapobiec kryzysom w przyszłości. "To błąd w sensie politycznym i ekonomicznym. Jeśli chcemy przekonać inwestorów, by inwestowali w strefie euro, to muszą oni wiedzieć, jak strefa euro będzie wyglądać za 10 lat - mówił. - Plan reformy instytucji unijnych jest zatem także odpowiedzią na aktualny kryzys".
Poza udziałem w konferencji Fundacji Koerbera we wtorek w Berlinie Sikorski odbył też dwustronne rozmowy z Westerwellem i Dimasem. (PAP)
awi/ stk/ ro/