Warszawska prokuratura planuje wznowienie śledztwa w sprawie posiadania narkotyków przez Krzysztofa Piesiewicza. We wtorek wygasł jego immunitet senatorski.
"Na chwilę obecną żadne decyzje jeszcze nie zapadły" - powiedziała w środę PAP Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Dodała, że wśród planowanych czynności zakłada się m.in. przesłuchanie Piesiewicza.
Z chwilą zaprzysiężenia nowo wybranych senatorów - co nastąpiło we wtorek - wygasł jego mandat i co za tym idzie immunitet. Nieuchylenie przez Senat immunitetu Piesiewicza w lutym 2010 r. było przyczyną umorzenia śledztwa wobec senatora w marcu 2010 r. Już wtedy prokuratura zapowiadała wznowienie go w momencie, gdy immunitet wygaśnie.
"Wezwiemy podejrzanego na przesłuchanie, by usłyszeć jego wyjaśnienia; ponadto będzie miał prawo do składania własnych wniosków dowodowych" - mówił w sierpniu PAP wiceszef prowadzącej ówczesne śledztwo Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Mariusz Piłat. Jak podkreślił, zdarza się, że takie czynności czasem nie dają podstaw do kierowania aktu oskarżenia, choć - jak zaznaczał - materiały sprawy obecnie pozwalałyby na to.
Prokurator prowadzący śledztwo ws. Piesiewicza, Józef Gacek mówił wcześniej, że z ekspertyz wykonanych na potrzeby śledztwa wynika jednoznacznie, iż senator zażywał kokainę. W sierpniu br. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia skazał troje szantażystów senatora na kary po 1,5 roku więzienia. Zbigniew Sz. jest winny kierowania szantażem wobec senatora, a Joanna D. i Halina S. - wykonania tego czynu - uznał sąd. Wyrok nie jest prawomocny.
"W dniu dzisiejszym w mediach elektronicznych zostały nadal powielane materiały zarejestrowane w sposób przestępczy przez przestępców. W tej sytuacji rezygnuję z kandydowania do Senatu RP" - oświadczył tego samego dnia Piesiewicz.
We wrześniu 2008 r. nagrano spotkanie Piesiewicza z Joanną D. i striptizerką Joanną S., a potem kilka razy "odsprzedawano" politykowi kompromitujące taśmy. Według mediów, senator miał w sumie zapłacić za nagrania ponad 550 tys. zł, m.in. w październiku 2008 r. za "odkupienie" taśm zapłacił 196 tys. zł nieustalonej do dziś kobiecie, podającej się za dziennikarkę.
Senator nie chciał wtedy ścigania szantażystów, a śledztwo w sprawie szantażu początkowo umorzono. Szantażyści jednak nie zrezygnowali. W 2009 r. Halina S., znajoma Joanny D., zadzwoniła za jej wiedzą do Piesiewicza, mówiąc, że pies "wygrzebał z ziemi płyty z nagraniami", na których opakowaniu miał być numer jego komórki. Za niemal 40 tys. zł Piesiewicz "odkupił" od niej nagrania. Szantażyści ponownie zażądali jednak pieniędzy; zagrozili też upublicznieniem nagrań. Wówczas senator zawiadomił prokuraturę, która przygotowała zasadzkę. W listopadzie 2009 r. zatrzymano osoby wskazane przez Piesiewicza.
W grudniu 2009 r. "Super Express" ujawnił film z udziałem ubranego w sukienkę Piesiewicza, nagrany w jego mieszkaniu przez Joannę D. Film - na którym słychać wulgarne komentarze kobiety - miał być dowodem, że senator posiadał i zażywał narkotyki. Piesiewicz zaprzeczył, by zażywał narkotyki; twierdził, że nie była to kokaina, ale sproszkowane lekarstwa. Zarazem przyznał, że zdarzało mu się zażywać narkotyki, ale wiele lat wcześniej. Mówił, że Joannę D., od której zaczął się szantaż, poznał przypadkowo przed hotelem i kilka razy się z nią spotkał.
Wówczas Piesiewicz zawiesił członkostwo w klubie parlamentarnym PO. W ostatnich wyborach chciał startować do Senatu z własnego komitetu.