Rzucam kij w mrowisko: w katolickiej Polsce nie ma sensownego systemu pomocy kobietom w tzw. niechcianej ciąży!
07.11.2011 06:14 GOSC.PL
Czytam właśnie, że w słonecznej Italii, Ośrodki Pomocy Rodzinie pomogły uratować 130 tys. "niechcianych" dzieci (przeczytaj tekst Sukces obrońców życia). Ośrodki to wolontariacka instytucja związana z Kościołem. Powstała wśród młodych pracowników służby zdrowia w latach '70.
Na terenie Włoch działa obecnie ponad 300 tego rodzaju instytucji. Pracują i pomagają kobietom, które zaszły w tzw. niechcianą ciążę. Ośrodki Pomocy Życiu w sposób konkretny (sic!) wspierają młode matki, towarzyszą im w okresie ciąży oraz pomagają w opiece nad noworodkami. W ostatnich czasach osobnym zadaniem jest pomoc nielegalnym bądź pochodzącym z biednych krajów imigrantkom spodziewającym się dziecka.
Na końcu artykułu ktoś skomentował: "Super! Tak NAPRAWDĘ można uratować dzieci. A w katolickiej Polsce?". I cóż. Więcej komentarzy właściwie nie trzeba. Ale, dla przekonanych, że jednak jest dobrze, stwierdzam co następuje (domyślając się reakcji tzw. środowisk pro -life): nie ma w naszym katolickim kraju sensownej pomocy dla kobiet w niechcianych ciążach. Nieliczne wyjątki, jakieś telefony zaufania lub pojedyncze osoby, a nawet tzw. pomoc doraźna, którą świadczą niektóre instytucje, problemu nie załatwiają. Plakaty i akcje - również nie. A przynajmniej nie tak, jak mogłaby to zrobić specjalnie powołana instytucja czy fundacja, która w sposób konkretny dałaby matce psychologiczną pomoc, być może dach nad głową, a być może - kupiła wyprawkę. Konkret, konkret się liczy.... A jeśli nic w temacie się nie zmieni, liczba zabijanych dzieci - z pewnością nie będzie spadać.
Gdyby ktoś chciał polemizować - zapraszam. Ale ostrzegam: ja naprawdę mam kontakt z kobietami po aborcji. I wiem, czego im trzeba z rozmów, wspólnego bycia i płaczu... Nie z pobożnych życzeń, teorii i przemądrych konferencji pt. "Pokażmy
ludziom embrion na plakacie, to go nie zabiją". Koniec.
Agata Puścikowska