Nowy numer 17/2024 Archiwum

Pogłos

Autorzy „Głosu wolności” starają się pokazać to, co w dyskusji o pedofilii schodzi często na dalszy plan.

W Stanach Zjednoczonych wywołał spory szok, przez który na kilka lat wylądował na półce, ale gdy już trafił do dystrybucji, rozbił bank, wyprzedzając hollywoodzkie hity. W Polsce wszedł do kin bez wielkiego rozgłosu. Tymczasem „Głos wolności” jest filmem wartym zobaczenia, nieco innym niż się spodziewałem i pozostawiającym w głowie pytania.

Wyprodukowana przy udziale Mela Gibsona i wyreżyserowana przez Alejandro Monteverde inspirowana faktami z życia agenta federalnego Tima Ballarda opowieść o mafii pedofilskiej idzie wbrew stereotypowym wyobrażeniom na temat wykorzystywania dzieci. Nie tyko dlatego, że nie opowiada o księżach (co oczywiście sprawia, że dla wielu środowisk temat nie jest tak interesujący, jak byłby wtedy, gdyby negatywnym bohaterem był duchowny). Chodzi też o to, że samo zjawisko zorganizowanego handlu dziećmi jest czymś, co w dyskusji o pedofilii schodzi, jak sądzę, na drugi plan. Skandale, o jakich słyszymy, dotyczą często osób wykorzystujących nieletnich, z którymi stykają się w instytucjach, których pracują, albo w rodzinach. Czasem pojawiają się doniesienia o rozbiciu siatki pedofilskiej, ale i wtedy mowa raczej o akcjach, które z uderzeniem w prawdziwą mafię mają tyle samo wspólnego, co aresztowanie kilku dilerów z zatrzymaniem bossa kartelu z Sinaloa. Tymczasem Gibson, Monteverde i James Caviezel (odtwórca roli Ballarda) starają się pokazać jak najwyższe szczeble pedofilskiego biznesu. Spodziewałem się zresztą, sądząc po reakcjach na premierę filmu, że autorzy mocniej podkreślą uwikłanie elit w całe zjawisko i że histeria mediów oskarżających Gibsona i kolegów o rozsiewanie spiskowych teorii może wynikać stąd, iż ktoś ważny uznał, że film jest o nim. Tego jednak nie ma. Nie zobaczymy w „Głosie wolności” pedofila będącego gwiazdorem Hollywood, albo politykiem, a jedyny pojawiający się na ekranie miliarder jest – o czym od razu wiadomo – współpracownikiem służb pomagającym w polowaniu na bandytów. Mimo wszystko po seansie w głowie rodzą się pytania. Choćby te dotyczące pokazanej w filmie akcji wzorowanej na tej, którą rzeczywiście przeprowadził Ballard. Działając w Kolumbii, agent montuje prowokację: twierdzi, że chce zorganizować imprezę dla bogaczy, na której rozrywkę ma stanowić duża grupa dzieci. Można się zastanowić, dlaczego mafiozi nie widzą w takim zamówieniu niczego dziwnego – jeśli zwykle obsługiwaliby średnio zamożnych turystów z USA, to nagła propozycja od tajemniczych vipów powinna ich zaskoczyć i być może zapalić w głowie lampkę ostrzegawczą. Tak się jednak nie dzieje. Pytań jest zresztą więcej. Można się zastanawiać, jakim cudem kurierom udaje się przewozić dzieci przez amerykańską granicę i w ogóle skąd bierze się bezkarność całego biznesu. Oby te wątpliwości powstawały nie tylko w głowie zwykłych widzów.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jakub Jałowiczor

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwent nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczynał w radiu „Kampus”. Współpracował m.in. z dziennikiem „Polska”, „Tygodnikiem Solidarność”, „Gazetą Polską”, „Gazetą Polską Codziennie”, „Niedzielą”, portalem Fronda.pl. Publikował też w „Rzeczpospolitej” i „Magazynie Fantastycznym” oraz przeprowadzał wywiady dla portalu wideo „Gazety Polskiej”. Autor książki „Rzecznicy”. Jego obszar specjalizacji to sprawy społeczno-polityczne, bezpieczeństwo, nie stroni od tematyki zagranicznej.
Kontakt:
jakub.jalowiczor@gosc.pl
Więcej artykułów Jakuba Jałowiczora