Nowy numer 17/2024 Archiwum

Normalność cudowności

Myśl wyrachowana: Żeby ujrzeć cud, wystarczy spojrzeć w lustro.

Parę miesięcy temu pewien ksiądz stwierdził w radiu, że beatyfikacja Jana Pawła II opóźni się, bo są problemy z uznaniem cudu. – Papież padł ofiarą własnej decyzji, bo podtrzymał wymaganie do beatyfikacji „pieczęci z nieba” w postaci cudu – powiedział. I dodał, że Jan Paweł II zrobił tak, mimo nalegań części teologów, żeby zrezygnować z tego wymogu. No tak, naleganie na „racjonalizację” religijności trwa, bo wielu formalnym wyznawcom Chrystusa zwyczajnie brakuje wiary. I zamiast o tę wiarę prosić, oczekują, że Kościół dostosuje się do ich niewiary. Jakie to szczęście, że w Kościele nie ma demokracji. Gdyby była, cuda już dawno zostałyby przegłosowane na rzecz „rozumu” i odrzucone jako relikt ciemnych wieków. Bo ludzie w większości nie chcą czekać na pieczęć z nieba, gdy mają własne pieczątki. – Jak to? – gorszą się. – Kto to widział, żeby w XXI wieku oczekiwać na dosłowny znak z nieba? Z tym niebem przecież nie wiadomo jak to jest, bo to „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało”. Znaczy się ani widu, ani słychu.

Dla świata, który za realne uważa tylko to, co da się zobaczyć, dotknąć, zmierzyć, zważyć, cud jest zdarzeniem niepożądanym. Psuje całą robotę nad projektem dogmatu o rozdziale nieba od ziemi. Nic dziwnego, że gdy po ogłoszeniu terminu beatyfikacji Jana Pawła II przed kamerami wystąpiła cudownie uzdrowiona zakonnica, wiele osób było zakłopotanych. No bo co zrobić z pieczęcią z nieba, gdy się niespecjalnie wierzy w niebo? Co począć, gdy niedające się wytłumaczyć po ludzku uzdrowienie zostało potwierdzone ponad wszelką wątpliwość? Ano na przykład gazeta „Le Parisien” oznajmiła, że zdarzenie uznane przez Watykan za cud „nie przekonuje wcale środowiska medycznego”. I przytoczyła opinię Stephane’a Thobois, neurologa z Lyonu. Pan „Środowisko Medyczne” uznał, że doszło do błędnej diagnozy, bo pewnie siostra nie była chora na parkinsona, tylko na coś podobnego. Lekarz jej co prawda nie badał, ale w cud nie wierzy, bo „nie było nigdy wyzdrowienia z choroby Parkinsona, zapisanego w medycznych annałach”.

Zabawne. Właśnie na tym polega taki cud, że się go nie da po ziemsku wytłumaczyć. To oczywiste, że niedowiarek nie może w niego uwierzyć, bo gdyby uwierzył, to by już nie był niedowiarkiem Ale też nie o to chodzi, żeby niewierzący wierzył w cuda. Ważne, żeby w nie wierzyli wierzący. Żeby wiedzieli, że już samo istnienie jest cudem i żeby w imię nierozumnego „racjonalizmu” nie odwracali się od znaków mocy Bożej. Bo każdy cud to przebłysk nieba. Nie ma w nim nic nienormalnego. Przeciwnie – to przedsmak normalności, jaka panuje w niebie. Boże uzdrowienia, zawsze związane z radością i pokojem, to zapowiedź wiecznego zdrowia. Nieprzemijające szczęście – to jest stan, do jakiego zostaliśmy stworzeni, a nie choroby i inne cierpienia. Nieszczęścia to nienormalność, w jaką ludzkość wpadła po grzechu. I wskutek nieufności zawiśliśmy w półmroku między blaskiem nieba a czernią otchłani, słuchając mędrców tego świata, pouczających nas, że zawieszenie i szarość to realizm. Nieprawda. Realizm to cudowne życie w niebie. Bez cudu nikt by tam nie trafił.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy