Normalność cudowności

Franciszek Kucharczak

|

GN 04/2011

publikacja 27.01.2011 12:54

Myśl wyrachowana: Żeby ujrzeć cud, wystarczy spojrzeć w lustro.

Normalność cudowności

Parę miesięcy temu pewien ksiądz stwierdził w radiu, że beatyfikacja Jana Pawła II opóźni się, bo są problemy z uznaniem cudu. – Papież padł ofiarą własnej decyzji, bo podtrzymał wymaganie do beatyfikacji „pieczęci z nieba” w postaci cudu – powiedział. I dodał, że Jan Paweł II zrobił tak, mimo nalegań części teologów, żeby zrezygnować z tego wymogu. No tak, naleganie na „racjonalizację” religijności trwa, bo wielu formalnym wyznawcom Chrystusa zwyczajnie brakuje wiary. I zamiast o tę wiarę prosić, oczekują, że Kościół dostosuje się do ich niewiary. Jakie to szczęście, że w Kościele nie ma demokracji. Gdyby była, cuda już dawno zostałyby przegłosowane na rzecz „rozumu” i odrzucone jako relikt ciemnych wieków. Bo ludzie w większości nie chcą czekać na pieczęć z nieba, gdy mają własne pieczątki. – Jak to? – gorszą się. – Kto to widział, żeby w XXI wieku oczekiwać na dosłowny znak z nieba? Z tym niebem przecież nie wiadomo jak to jest, bo to „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało”. Znaczy się ani widu, ani słychu.

Dla świata, który za realne uważa tylko to, co da się zobaczyć, dotknąć, zmierzyć, zważyć, cud jest zdarzeniem niepożądanym. Psuje całą robotę nad projektem dogmatu o rozdziale nieba od ziemi. Nic dziwnego, że gdy po ogłoszeniu terminu beatyfikacji Jana Pawła II przed kamerami wystąpiła cudownie uzdrowiona zakonnica, wiele osób było zakłopotanych. No bo co zrobić z pieczęcią z nieba, gdy się niespecjalnie wierzy w niebo? Co począć, gdy niedające się wytłumaczyć po ludzku uzdrowienie zostało potwierdzone ponad wszelką wątpliwość? Ano na przykład gazeta „Le Parisien” oznajmiła, że zdarzenie uznane przez Watykan za cud „nie przekonuje wcale środowiska medycznego”. I przytoczyła opinię Stephane’a Thobois, neurologa z Lyonu. Pan „Środowisko Medyczne” uznał, że doszło do błędnej diagnozy, bo pewnie siostra nie była chora na parkinsona, tylko na coś podobnego. Lekarz jej co prawda nie badał, ale w cud nie wierzy, bo „nie było nigdy wyzdrowienia z choroby Parkinsona, zapisanego w medycznych annałach”.

Zabawne. Właśnie na tym polega taki cud, że się go nie da po ziemsku wytłumaczyć. To oczywiste, że niedowiarek nie może w niego uwierzyć, bo gdyby uwierzył, to by już nie był niedowiarkiem Ale też nie o to chodzi, żeby niewierzący wierzył w cuda. Ważne, żeby w nie wierzyli wierzący. Żeby wiedzieli, że już samo istnienie jest cudem i żeby w imię nierozumnego „racjonalizmu” nie odwracali się od znaków mocy Bożej. Bo każdy cud to przebłysk nieba. Nie ma w nim nic nienormalnego. Przeciwnie – to przedsmak normalności, jaka panuje w niebie. Boże uzdrowienia, zawsze związane z radością i pokojem, to zapowiedź wiecznego zdrowia. Nieprzemijające szczęście – to jest stan, do jakiego zostaliśmy stworzeni, a nie choroby i inne cierpienia. Nieszczęścia to nienormalność, w jaką ludzkość wpadła po grzechu. I wskutek nieufności zawiśliśmy w półmroku między blaskiem nieba a czernią otchłani, słuchając mędrców tego świata, pouczających nas, że zawieszenie i szarość to realizm. Nieprawda. Realizm to cudowne życie w niebie. Bez cudu nikt by tam nie trafił.

- - - - - -

 

 

Hotel dla świętych krów
Prowadzący pensjonat małżonkowie Peter i Hazelmary Bull z Cornwall w Anglii zostali 2 lata temu pozwani przez dwóch gejów. Homoseksualiści domagali się odszkodowania za odmowę wynajęcia im pokoju. Państwo Bull wyjaśnili, że są chrześcijanami i z tego powodu nie przyjmują par, które nie są małżeństwem. Sąd przyznał rację gejom i skazał małżonków na zapłacenie im odszkodowania w wysokości 3,5 tysiąca funtów. Sędzia Judge Rutherford, uzasadniając wyrok, stwierdził, że geje mają status związku partnerskiego, więc właściciele pensjonatu powinni byli traktować ich jak małżeństwo. To znamienne słowa.

Powinni je dobrze zapamiętać ci, którzy domagając się regulacji prawnych dla niemoralnych związków, mówią: „Co was to obchodzi, to nie wasz problem”. Na powyższym przykładzie widać jasno, że zrównanie dewiacyjnych zachowań z normalnością to problem wszystkich. I jeszcze jeden cytat z sędziego: „Dzisiejsze prawo nie może automatycznie być odbiciem judeo-chrześcijańskich zasad”. A owszem. Jeśli prawo odrzuci zasady chrześcijańskie, za pół wieku w Anglii będą mieli islamski szariat. A wtedy jednopłciowe pary wspólnie będą mogły sobie tylko podyndać.

Złe warunki zła
69-letni Kermit Gosnell z Filadelfii (USA) zarobił miliony dolarów, wykonując późne aborcje. Jak podał TVN24, Gosnell zabijał też dzieci, które przyszły na świat żywe. Ponieważ w 2009 roku zmarła po aborcji także korzystająca z „usług” kliniki imigrantka, jej rodzina złożyła skargę. Dopiero wtedy kliniką zainteresowała się policja. Okazało się, że przeprowadzono tam kilka tysięcy aborcji. Gosnella i jego pracowników oskarżono o zabójstwo kobiety i ośmiorga dzieci, które uśmiercił już poza łonem matki. No i o to, że przeprowadzał aborcje w złych warunkach. Góra trupów dzieci zabitych przed urodzeniem specjalnego wrażenia nie zrobiła. Ale cóż – jak to tłumaczyli się w Norymberdze? „Prawo trzeba szanować”.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.