Tam, gdzie Kościół przestaje być tajemnicą, staje się karykaturą.
Niedawno skończyłem pięćdziesiąt lat. Sięgnąłem więc do moich ulubionych autorów, którzy mniej więcej w tym okresie swojego życia rozpoczęli pisanie dzienników. Węgierski pisarz Sándor Márai miał jasne przeczucie, że pomiędzy młodością a starością istnieje jeszcze jedna epoka. Nie jest ona mniej gorąca niż młodość, gdyż ma w sobie wiele mądrej radości płynącej z doświadczenia. Młodości często brakuje logiki, starość cierpi na uwiąd wyobraźni, natomiast wiek męski – bo tak można nazwać tę epokę – łączy w sobie to, co w nich najlepsze. Ale Márai to pisarz świecki, w niewielkim stopniu pomoże zakonnikowi.
Sięgnąłem więc do „Dzienników” o. Aleksandra Schmemanna, rosyjskiego teologa, który po drugiej wojnie światowej wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. „Wczoraj w pociągu myślałem: mam pięćdziesiąt dwa lata, ponad ćwierć wieku kapłaństwa i teologii – ale co to wszystko znaczy? Albo inaczej – jak to połączyć, jak wytłumaczyć sobie, do czego to wszystko się sprowadza, i czy takie wyjaśnienie jest możliwe i potrzebne? Dwadzieścia pięć lat temu, kiedy zaczynałem to życie, które mnie teraz definiuje, wydawało mi się, że lada dzień usiądę, pomyślę i wszystko wyjaśnię, że to będzie tylko kwestia wolnego czasu. A jednak minęło dwadzieścia pięć lat! Co właściwie trzeba wyjaśnić? Owo połączenie, jakie istnieje pomiędzy pewną głęboką oczywistością tej rzeczywistości, bez której nie mógłbym przeżyć ani jednego dnia, a wzrastającą odrazą do tych nieustannych rozmów o religii i sporów, do tych łatwych przekonań, do religijnej emocjonalności i oczywiście do »kościelności« w sensie wszystkich małych, nieistotnych interesów. (…) Poczułem to wczoraj, idąc do kościoła na Mszę, wcześnie rano, wśród pustyni zimowych drzew, a potem ta godzina w pustym kościele przed Mszą. Zawsze to samo doznanie: czas wypełniony wiecznością, pełnią, skrywaną radością. I myśl, że Kościół w całej swojej »empirii« potrzebny jest tylko po to, by to doświadczenie mogło zaistnieć i trwać. Tam, gdzie Kościół przestaje być tajemnicą, staje się horrorem, karykaturą”.