Przy Miłosiernym, czyli u siebie. Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w australijskim Keysborough

W Australii doceniają wagę prostych gestów. Ewangelizacja polega na obecności i otwartych drzwiach. W sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Keysborough na co dzień można doświadczyć różnorodności i wielobarwności Bożych dróg do człowieka.

Magdalena  Dobrzyniak Magdalena Dobrzyniak

|

13.03.2025 05:09 GN 11/2025 Otwarte

dodane 13.03.2025 05:09

Ten tekst czytasz w całości za darmo w ramach promocji. Chcesz mieć stały dostęp do wszystkich treści? Kup subskrypcję na www.subskrypcja.gosc.pl

Piaskowy kolor tego niewysokiego kościoła na wschodnich przedmieściach Melbourne przyciąga wzrok przechodniów, ale tym, co ich zatrzymuje na dłużej, jest wyeksponowany na zewnątrz, przy ruchliwej ulicy, obraz Jezusa Miłosiernego. – Wiem, że przykuwa wzrok i serca. Spojrzenie Jezusa przyprowadza do nas ludzi, którzy w innym wypadku nigdy nie weszliby do świątyni – mówi ks. Kamil Żyłczyński, rektor sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Keysborough.

Jak zauważa, wielu mieszkańców Australii dotarło w życiu do takiego punktu, w którym mogą powiedzieć, że osiągnęli już wszystko, żyją w dobrobycie i poczuciu bezpieczeństwa, niczego im nie brakuje. – I właśnie w takim momencie odzywa się poczucie pustki. Nie mają już do czego dążyć, nie mają nowych celów w życiu. W tę pustkę wchodzi łaska Boża – twierdzi chrystusowiec.

Siła zwyczajnych gestów

Niedawno spotkał w kościele pewnego mężczyznę. Ten Australijczyk podziękował za to, że wspólnota parafialna ma odwagę, by umieścić obraz Miłosiernego w tak eksponowanym miejscu, przy drodze. W zlaicyzowanym społeczeństwie, w którym znakomita większość ludzi nie wierzy w Boga, jest to faktycznie akt odwagi. – Widok tego wizerunku miał bardzo konkretne znaczenie dla tego pana w jego osobistej historii życia. Przyszedł do nas, by za to podziękować – dodaje kapłan.

Wschodnie przedmieścia Melbourne, gdzie stanęło sanktuarium Bożego Miłosierdzia, to największe skupisko Polonii w Australii. Już od lat 90. ubiegłego wieku Polacy tworzyli tutaj wspólnotę wiary i od początku marzyli o własnej świątyni. Nie byli jeszcze parafią, gdy w 2000 roku siostra Faustyna Kowalska została kanonizowana, świętą, a Jan Paweł II ogłaszał, że odtąd Niedziela Bożego Miłosierdzia będzie świętem dla całego Kościoła. Są jednak pewni, że ich sanktuarium jest owocem tamtych wydarzeń. Od początku Polacy z Australii wiedzieli, że będzie to świątynia poświęcona Bożemu Miłosierdziu.

To Polonia sfinansowała budowę kościoła w Keysborough. Projekt świątyni przygotował Jacek Łukaszyk z Canberry, a budową kierował parafianin z Melbourne, Romek Piotrowski.

Kościół stanął na początku trzeciego tysiąclecia, a w 2006 roku został konsekrowany i ogłoszony sanktuarium Bożego Miłosierdzia. W środku – 450 miejsc siedzących, a w ołtarzu krzyż i ogromny obraz Jezusa Miłosiernego.

– Uczymy się tutaj siły zwyczajnych gestów, pozornie mało znaczących, które jednak okazują się dla wielu osób momentami przełomu, bo wspiera je Boża łaska. Ta prosta ewangelizacja polega przede wszystkim na obecności i otwarciu – wyjaśnia rektor sanktuarium. Kościół jest otwarty od rana do wieczora. – Wchodzą tu ludzie, którzy nawet nie potrafią wytłumaczyć, dlaczego to robią. Niektórzy szukają po prostu ciszy i spokoju, by odpocząć od życiowego zgiełku i zamieszania. Wiele razy to słyszę: „Nie wiem, co ja tu robię. Przyszedłem tu po raz pierwszy w życiu i dobrze się tu czuję. Tutaj czuję się u siebie” – dodaje.

Wasz czas przeminął?

Przełomowy w krótkiej historii australijskiego sanktuarium był Rok Miłosierdzia 2016, kiedy to życie nabrało dwutorowego rytmu: nie tylko dla Polaków, ale także dla wspólnot etnicznych i posługujących się językiem angielskim. Świątynia stała się celem licznych pielgrzymek z całej Australii i sąsiadujących krajów. – Zaczęli do nas zaglądać, bo orędzie przypomniane światu przez św. Faustynę zapadło w ich serca i szukali miejsca, w którym mogliby pogłębiać to nabożeństwo, a u nas wszystko, związane jest z miłosierdziem Bożym – zauważa ks. Żyłczyński.

Podobne ożywienie panuje w Keysborough dzisiaj, bo w związku z rokiem jubileuszowym, którego głównym przesłaniem jest nadzieja, do polskiego sanktuarium znów pielgrzymują ludzie reprezentujący liczne w Australii grupy etniczne, barwne, wielonarodowe i wielokulturowe. Sporo z nich nie ma swoich miejsc modlitwy, korzystają więc z otwartych drzwi kościoła Bożego Miłosierdzia, odprawiają w swoich językach nabożeństwa i po swojemu odmawiają Koronkę do Bożego Miłosierdzia. – W naszej dzielnicy mieszkają przedstawiciele ponad 100 krajów świata, więc wspólnota jest międzynarodowa. Do kościoła przychodzą nie tylko Polacy, ale też wielu mieszkańców, którzy przybyli z południowo-wschodniej czy południowej Azji, z takich państw jak Sri Lanka, Wietnam, Filipiny – opowiada rektor sanktuarium.

Dwóch biskupów pomocniczych archidiecezji Melbourne pochodzi z rodzin emigrantów. – Kiedyś żartobliwie jeden z biskupów australijskich powiedział do nas, Europejczyków: „Sorry, ale wasz czas przeminął”. Akcent przesunął się na kraje azjatyckie. Taka jest rzeczywistość Kościoła emigrantów, którzy tutaj dotarli i dzięki którym ten Kościół rozwija się, bo życie wciąż w nim się tli – podkreśla ks. Żyłczyński.

Dobroczynność zaczyna się w domu

– Łączy nas język angielski, którym wszyscy się posługujemy, ale najważniejszy jest język serca. Przychodzą do nas ludzie młodzi, ale także ci dojrzalsi, którzy chętniej się posługują językiem ojczystym – wyjaśnia ks. Kamil. Z dumą podkreśla, że świeccy poczuwają się do odpowiedzialności za swoją wspólnotę. – Na naszym przykładzie sprawdza się reguła, że im mniejsza wspólnota, tym bardziej żywotna – dodaje. Liczne tutaj grupy duszpasterskie – od Scholi Cantorum i służby liturgicznej, przez duszpasterstwo dzieci i Młodzieżowe Laboratorium Wiary, aż po Żywy Różaniec, Bractwo św. Michała Archanioła i stowarzyszenie „Matki w modlitwie” – to wspólnoty animowane przez osoby świeckie.

Punktem kulminacyjnym każdego tygodnia jest Godzina Miłosierdzia w niedzielę. Na adorację i koronkę przyjeżdżają ludzie z całego miasta. Raz w miesiącu jest okazja, by każdy mógł uczcić relikwie św. Faustyny, otrzymać indywidualne błogosławieństwo. – To dla nas świąteczny dzień, spotykamy się wtedy w kawiarence, by pobyć razem. To celebrowanie wspólnoty ma dla nas duże znaczenie – mówi rektor sanktuarium.

Jak głosić miłosierdzie społeczeństwu, które jest zlaicyzowane, zamożne, ukierunkowane na konsumpcję dóbr materialnych i korzystanie z uroków życia? – Przez długi czas sami nie wiedzieliśmy, gdzie szukać miejsc, które potrzebują tego orędzia – przyznaje ks. Żyłczyński. – Nie ma tu ludzi ubogich, potrzebujących materialnego wsparcia. Ostatecznie okazało się, że to, co najprostsze, przynosi najlepsze owoce – mówi.

Znane jest powiedzenie, że dobroczynność zaczyna się w domu, czyli blisko. Wspólnota przy sanktuarium Bożego Miłosierdzia postanowiła więc objąć opieką rodaków, którzy ze względu na wiek i stan zdrowia mieszkają w domach opieki. Tym seniorom nie jest potrzebna pomoc materialna. Chodzi o to, by dać im czas i obecność. W cierpiącym na epidemię samotności świecie jest to być może jeden z najcenniejszych darów miłosierdzia.

Duchowy głód

– Dookoła Australii jest wiele krajów, w których ludzie żyją w zupełnie innym standardzie niż my, na przykład w Papui--Nowej Gwinei, gdzie pracuje sporo polskich misjonarzy. W ramach jałmużny wielkopostnej, która jest przedłużona do Niedzieli Miłosierdzia, wybieramy konkretną wspólnotę. W tym roku pomożemy bp. Dariuszowi Kałuży zbudować jedną, a może nawet więcej klas szkoły podstawowej na Wyspach Salomona – opowiada ks. Żyłczyński. Miłosierdzie zaczyna się wprawdzie w domu, ale poszerza serca i mobilizuje do szukania potrzebujących w miejscach, które od tego domu są oddalone.

– Organizowaliśmy jako sanktuarium pielgrzymki miłosierdzia do różnych kościołów w Australii. Nie ma tu wiele miejsc pielgrzymkowych, chodzi więc o świątynie lokalne i katedry, o kościoły powszechnie odwiedzane, ale także małe kapliczki w egzotycznych miejscach, gdzie duszpasterską opieką otaczani są Aborygeni. Wszędzie tam zawoziliśmy obrazy Jezusa Miłosiernego, przekazywaliśmy dary, np. w postaci ornatów z Jego wizerunkiem – mówi chrystusowiec. Te obrazy wiszą we wszystkich odwiedzonych kościołach. – Wierzę, że wystarczy, by ktoś spojrzał, a Pan Bóg będzie na swój sposób działał, by dotrzeć do serca tej osoby – dodaje.Wysoko rozwinięte społeczeństwo australijskie, które potrafi zaspokoić niemal każdy głód, zaczyna odczuwać, że potrzebuje czegoś więcej. Odzywa się głód duchowy. – Katolicy stanowią zaledwie 20 proc. ogółu mieszkańców. Nie idziemy tu na ideologiczne fronty, nie konfrontujemy się z pomysłami dzisiejszego świata, nie jesteśmy wojownikami. Jako chrześcijanie głoszący Boże miłosierdzie pokazujemy ludziom, że istnieje źródło pokoju w sercu, jakaś prawda, która sprawia, że człowiek zaczyna inaczej patrzeć na życie – wyjaśnia kapłan.

Z okazji 20. rocznicy zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu w świątyni znalazły się dwa witraże. Pierwszy przedstawia miłosiernego Samarytanina, drugi – miłosiernego ojca z przypowieści o synu marnotrawnym. Nie można przecież głosić tego orędzia w oderwaniu od człowieka i jego problemów.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Magdalena  Dobrzyniak Magdalena Dobrzyniak Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów edytorskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. W mediach katolickich pracuje od 1997 roku. Wykładała dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Autorka książek „Nie mój Kościół” (z bp. Damianem Muskusem OFM) oraz „Bezbronni dorośli w Kościele” (z o. Tomaszem Francem OP).