"Kobieta z brodą" jest fajna, krzyż przy drodze już nie?

To, co jest mile, a co niemile widziane na Eurowizji pokazuje niebezpieczną tendencję.

Czy mamy do czynienia z cenzurą na Eurowizji? Nasz kraj w tym konkursie ma reprezentować zespół Tulia z utworem „Pali się”. W polskojęzycznym teledysku do tego utworu występuje przydrożny krzyż. W anglojęzycznym teledysku, tym dla eurowizyjnej publiczności, już tego krzyża nie ma. Managment zespołu tłumaczy się z tej różnicy w obu filmach faktem, że regulamin Eurowizji zabrania promowania jakichkolwiek symboli religijnych. Informacją o tym pojawiła się wcześniej na gosc.pl:

Kto widział teledysk Tulii (można go zobaczyć tutaj: https://www.gosc.pl/doc/5388037.Cenzura-Krzyz-usuniety-z-anglojezycznej-wersji-teledysku-Tulii), chyba zdziwi się słuchając argumentacji managmentu zespołu. Krzyż w tym filmie jest po prostu elementem krajobrazu. Trudno mówić tu o jakimkolwiek promowaniu symboliki religijnej. Przydrożne krzyże można znaleźć w bardzo wielu polskich wsiach. A przecież wiejska stylizacja jest ważnym elementem utworu "Pali się". Managment zespołu zdecydował się chyba na swego rodzaju autocenzurę. Trudno mieć do niego o to pretensję. Mógł po prostu obawiać się reakcji organizatorów Eurowizji.

Czy organizatorom Eurowizji nie spodobałby się krzyż, nawet jeśli jest on po prostu elementem krajobrazu? Fakt, że w ogóle jest to możliwe, jest mocno niepokojący. Zwłaszcza, że tym samym ludziom nie przeszkadzają artyści, którzy zupełnie otwarcie promują konkretne ideologie polityczne. Przykładem jest piosenkarz Thomas Neuwirth, który występuje pod pseudonimem Conchita Wurst. Nie ukrywa on nawet, że jego wizerunek sceniczny ma pomagać w promocji ideologii LGBT.  Jego zwycięstwo w 59. konkursie zostało nawet przedstawione jako "ważne" zjawisko społeczne.

Problem tego, co jest mile, a co niemile widziane na Eurowizji może wydawać się drugorzędny. W końcu chodzi o coraz mniej poważany konkurs piosenki pop. Ale sprawa zespołu Tulia, zwłaszcza w zderzeniu z Conchitą Wurst, pokazuje niebezpieczną tendencję. Krzyż, który jest elementem krajobrazu, w dodatku krajobrazu ważnego dla wymowy utworu, może być niemile widziany. Mężczyzna, który z występowania w przebraniu kobiety robi manifest społeczny, w dodatku starając się świadomie naruszać biologiczne granice między płciami, jest promowany.

Tendencje obecne w na Eurowizji stara się forsować w polskiej sferze publicznej. Ci sami ludzie którzy chcą pozbywać się religii ze szkół i krzyży z urzędów, chcieliby wprowadzać do szkół ideologię LGBT i domagają się nie tylko od urzędników, ale i chociażby od przedsiębiorców, specjalnego traktowania lesbijek, gejów, biseksualistów i transseksualistów.

Ostatni przykład eurowizyjnych sympatii pokazuje najlepiej w czym leży szerszy problem. Krzyż przy drodze jest ważnym elementem polskiej wsi, a do wiejskiej stylizacji odwołuje się w swojej twórczości zespół Tulia. Tak samo chrześcijaństwo, zarówno jego zasady, jak i symbole, są ważnym elementem tworzącym kulturę i tożsamość naszego narodu. Jednak obie rzeczy są przez wielu niemile widziane. Thomas Neuwirth występuje na scenie jako kobieta z brodą, nie zmieni to jednak faktu, że zgodnie z biologią, kobiety zarostu nie mają. Jednak jest on dla wielu wart promowania.

Dlatego warto krytykować postawę osób odpowiedzialnych za Eurowizję. Ich postawa jest częścią szerszej tendencji. Tendencji, która zakłada rugowanie z przestrzeni publicznej chrześcijaństwa i jednoczesnym promowaniu w tej przestrzeni prywatnych postaw życiowych przedstawicieli różnego rodzaju mniejszości. Tendencji tej należy się zdecydowanie przeciwstawić. Dlatego krytyka sympatii i antypatii organizatorów Eurowizji jest potrzebna.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak