O partiach politycznych myślimy wyłącznie źle, jak gdyby demokracja była możliwa bez ich rywalizacji w walce o władzę.
W zgodzie z demokratycznymi standardami znacząca część Polaków nagrodziła 9 października 2011 r. nieudolność – pozostawiła polityków PO i Donalda Tuska przy władzy. Akceptuję demokratyczne reguły gry, ale ta decyzja nie jest dla mnie w pełni zrozumiała. Przejawów nieudolności PO jest bowiem wiele, od pozorowanego ratowania szczecińskiej stoczni przez nieistniejącego katarskiego inwestora, tuż przed wyborami do europarlamentu, po pozorowaną walkę z korupcją komisji hazardowej, której przewodniczący M. Sekuła narzucał standardy pracy kompromitujące polski parlamentaryzm. Ograniczenie nauczania historii w liceach i uparte trwanie przy błędzie przymusowej edukacji dla 6-latków, dramatyczne przyspieszenie komercjalizacji służby zdrowia, równie drogie jak wolne budowanie autostrad i stadionów, oraz bierne czekanie na cud gospodarczy, który wyciągnie nas z kryzysu finansowego, to przykłady złego rządzenia. Jednak najbardziej tragicznym symbolem nieudolności rządu jest dokonana na oczach całego świata rejterada z odgrywania jakiejkolwiek roli w polityce zagranicznej. W relacjach z Rosją ta rejterada jest po katastrofie smoleńskiej wręcz upokarzająca. Takim rządom Polacy powiedzieli tak! Pytanie, dlaczego tak się stało, jest być może najważniejszym pytaniem o przyszłość Polski. Mam wrażenie, że odpowiedź na pytanie, dlaczego Polacy okazali się w 2011 r. tak bezradni wobec własnej, trudnej sytuacji, wymaga głębszej refleksji niż tylko ta, że zadecydowało jedno niezbyt mądre zdanie J. Kaczyńskiego o Angeli Merkel. Przyczyny tej bezradności dostrzegam w schematycznym myśleniu o polskim państwie, demokracji i polityce. Błędów w myśleniu dostrzegam tu 7. Pierwszy polega na traktowaniu własnego państwa jak „zła koniecznego”. W ciągu ponad 200 lat dane nam było mieć to państwo tylko dwa razy po 20 lat. Zachowujemy się jak dzieci, które sądzą, że niezależnie do tego, czy pozostaną narodową wspólnotą szanującą swoją tożsamość, czy też nie, państwo i polskość będą im dane. Mogą więc sobie z niego drwić do woli. Drugi błąd to traktowanie fundamentów naszej wspólnoty, a więc chrześcijaństwa, ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci, trwałości rodziny, macierzyństwa i ojcostwa tak, jak gdyby były zestawem kościelnych nakazów, a nie propozycją cywilizacyjną skierowaną do wszystkich ludzi, niezależnie od tego, czy wierzą, czy nie wierzą w Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska