Różnorodność, czy nawet spór zawsze był obecny w Kościele – mówi w rozmowie z KAI abp Stanisław Budzik, sekretarz generalny Episkopatu.
„Nie dajmy się podzielić i nie zatraćmy możliwości dialogu. Jeśli ekumenizm jest ważnym zadaniem Kościoła, to tym bardziej winien to być „ekumenizm” wewnątrzkościelny” – wyjaśnia.
W wywiadzie dla KAI nowy metropolita lubelski ocenia miejsce Kościoła w życiu publicznym i jego postawę wobec polityki, prezentuje reformę finansów o jakiej myśli Kościół w Polsce, mówi o potrzebie strategii medialnej Kościoła oraz zapowiada swe priorytety w archidiecezji lubelskiej.
A oto pełen tekst wywiadu:
Czy miejsce, jakie zajmuje Kościół w polskim życiu publicznym zadowala Księdza Arcybiskupa?
Abp Stanisław Budzik: Miejsce to często jest kwestionowane. W systemie komunistycznym, z którego wyrastamy, negowano obecność Kościoła w sferze publicznej. Nietrudno więc zrozumieć, że po 1989 r. pojawienie się księży na państwowych uroczystościach czy w mediach, było interpretowane jako nieuprawniona ingerencja. A tymczasem jest to normalne w większości krajów Europy. Pod tym względem ciągle jeszcze pokutuje tu i tam „homo sovieticus”.
Kościół jest istotnym elementem życia społeczeństwa. Ma prawo głosu i – moim zdaniem - ten głos zabiera, przynajmniej na poziomie episkopatu. Wydaje mi się natomiast, że za słaby jest głos ludzi świeckich, którzy powinni się częściej wypowiadać w sprawach publicznych, prezentując stanowisko Kościoła.
Z czego wynika taka nieśmiałość świeckich?
- Jest to pozostałość po komunizmie, kiedy taki głos nie był możliwy. Świeccy przyzwyczaili się, że w imieniu Kościoła wypowiadają się duchowni.
Bogu dzięki mamy stosunkowo dużo powołań kapłańskich. Ale ten fakt nie powinien prowadzić do przekonania, że księża poradzą sobie sami, bez świeckich. Tu i tam widać brak zaufania z obu stron. Nową jakość – bardziej partnerskich relacji – proponują nowe ruchy apostolskie. To jest dobry kierunek.
A wobec polityki? Jakie stanowisko Kościoła można uznać za najwłaściwsze?
- Są dwie definicje polityki. Jeśli politykę zdefiniujemy jako troskę o dobro wspólne, to Kościół nie może być tam nieobecny. Ma obowiązek zabierania głosu tam, gdy chodzi o podstawowe wartości i o etyczny fundament demokracji. Natomiast zadaniem Kościoła nie jest obecność w polityce rozumianej jako zdobywanie władzy. Dlatego Kościół powstrzymuje kapłanów od korzystania z biernego prawa wyborczego, mimo, że jest to jedno z podstawowych praw obywatelskich. Nadużyciem byłoby prowadzenie agitacji partyjnej podczas liturgii.
Ksiądz Arcybiskup powiedział, że chce czynić Kościół lubelski „domem i szkołą komunii”. Jak te słowa wcielić w życie?
- Kościół winien być domem komunii, czyli budować wspólnotę wierzących między sobą, oraz „szkołą” komunii, czyli uczyć innych, jak budować jedność z Bogiem i między ludźmi. Wiemy przecież od czasów II Soboru Watykańskiego, że „Kościół jest znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego" (Lumen gentium 1).
Warto zauważyć, że napięcia polityczne – przeżywane w sferze publicznej – wdzierają się i do Kościoła. Zawsze był on łakomym kąskiem dla polityków, chcących w ten sposób zyskiwać autorytet. Podział na partie w Kościele byłby zaprzeczeniem misji Kościoła katolickiego, czyli powszechnego.