Mieszkańcy wiosek na ternie misji Lumimba zaproponowali by przenieść obchody Bożego Narodzenia na czerwiec, a Wielkanoc na październik. Chcą świętować, ale czas na pracę i świętowanie wyznaczają tu… opady deszczu
Rybacy na rzece Luangwa Krzysztof Błażyca Praca u podstaw
Pierwsi misjonarze – Ojcowie Biali, pionierzy misji katolickich w Zambii – dotarli do Lumimba w 1904 roku. Nie zagościli długo, napotykając na sprzeciw szefa wioski i silną presję ze strony ówczesnej społeczności muzułmańskiej. Misjonarzy wygnano. Wrócili dopiero w 1951 r. Tym razem misja powstała. Do lat 90-tych XX w. funkcjonowała jako parafia. Przez następne lata pełniła rolę stacji dojazdowej, aż do roku 2008, gdy, na prośbę mieszkańców, parafię reaktywowano. Prowadzi ją trzech misjonarzy.
– To teren pierwszej ewangelizacji – mówi Paweł. - Mamy 18 placówek z kaplicami i 6 dużych stacji dojazdowych. Ludzi na całym obszarze misji mieszka ok. 15 tys. Katolików jest ok. 1200, wliczając w to dzieci z rodzin katolickich, które nie są jeszcze ochrzczone. Reszta to animiści, muzułmanie, i protestanci. Są też wierni rodzimych kościołów zambijskich: Reformowany Kościół Zambii, Kościół Syjonu czy Chipangano - połączenie Starego Testamentu z wierzeniami tradycyjnymi. Charakteryzuje się ofiarami ze zwierząt, wiarą w duchy, kultem przodków, poligamią.
Misja należy do diecezji Chipata. Do miasta jest stąd 400 km.. Funkcjonują tu trzy języki (w Zambii są 72 języki lokalne): nyanja, tumbuka i bisa. Ziemie należą do szefów wiosek. – Dwóch z nich to katolicy z naszej parafii. Wobec szefa wioski obowiązuje określony ceremoniał. - mówi Paweł. -Trzeba klęknąć przy powitaniu, potem usiąść.. Postawa siedząca wyraża skupienie i uwagę. Dlatego w czasie Mszy św. ludzie siedzą zarówno przy czytaniu Ewangelii jak i w czasie modlitwy wiernych.
Przenieśmy święta
Praca pastoralna w Lumimba zaczyna się w maju i trwa do końca października - przez okres pory suchej. W porze deszczowej nie można się dostać do większości stacji. - Drogi są nieprzejezdne, zamieniają się w rzeki. Pozostaje chodzić na piechotę do kilku pobliskich wiosek.
Objazd stacji trwa zwykle od czwartku do poniedziałku. - Te wizyty są najpiękniejsze. Sprawujemy msze, odwiedzamy chorych. Spotykamy się z tymi, którzy odeszli od kościoła i z tymi, którzy jeszcze nie wyznają Chrystusa. Bycie z ludźmi jest najważniejsze – podkreśla misjonarz.
W porze deszczowej zdarza się, że na mszę przyjdą… dwie osoby. - Ludzie są wtedy zajęci pracą i całe dni spędzają na roli. Żyją z uprawy ryżu, kukurydzy, bawełny. Muszą też ustrzec plony od dzikich zwierząt. Wystarczy dzień a całe pole ryżu może zostać zniszczone przez słonie czy bawoły. A to oznacza głód – wyjaśnia Paweł. Nie ma miesiąca by zwierzęta nie wyrządziły szkody. Zdarza się też że do wioski podejdzie lew i ludzie giną. Krótki czas przed naszą wizytą doszło do tragedii w jednej z należącej do misji wiosek. Ofiarą padł 12 letni chłopak.
Zambijczycy są życzliwi i przyjaźni. A misjonarzy cenią i szanują. W Lumimba nazywają ich bambo, co w lokalnym języku oznacza „ojciec”. Rodzice nie przynoszą tu dzieci do chrztu. – Nasza praca to cały czas kształtowanie świadomości dorosłych. Obecnie mamy 170 katechumenów. Katechumenat trwa trzy lata. W tym roku 10 przygotowuje się do przyjęcia chrztu.
Mieszkańcy okolicznych stacji misyjnych chcą świętować Boże Narodzenie i Wielkanoc, ale w tych miesiącach są zwykle w polu. - Zaproponowali by przenieść obchody Bożego Narodzenia na czerwiec, a Wielkanoc na październik. Oni nie są wtedy w polu, a my mamy drogi przejezdne. Ale póki co pomysł nie przeszedł – śmieje się Paweł.
Strażnik Christopher z rodziną Krzysztof Błażyca Nad brzegiem Luangwa
Wybieramy się na drugi brzeg Luangwa, największej – obok Zambezi – rzeki Zambii. Przejeżdżamy przez wioski, gdzie na słomianych dachach lepianek… anteny satelitarne, na czerwono-ziemnych podwórkach - panele słoneczne. Ot, tradycja i nowoczesność, w cieniu baobabów.
Przy bramie parku narodowego Luambe, na terenie którego znajdują się stacje misyjne, wita nas Christopher, szef strażników. Przedstawia rodzinę. Przybiega gromadka dzieciaków.
Pogodny Christopher zwierza się z ojcowskiej troski. Nie stać go by opłacić naukę dla najstarszego syna. Chciał aby został nauczycielem. Ale dwuletnia nauka to równowartość ok. 5 tys. złotych. A to dla Christophera suma nieosiągalna.
– Stworzyliśmy projekt kształcenia nauczycieli dla tutejszych wiosek. Niestety budżet jest ograniczony i nie jesteśmy w stanie przyjąć wszystkich. Więc kształcą się tylko najlepsi – wyjaśnia Paweł. Syn Christophera najlepszy nie jest. Ale chce…
Żegnamy rodzinę strażnika i udajemy się w stronę rzeki. Mijamy kudu, zebry, impale, płochliwe perliczki, drogę zachodzi nam stado słoni. Przepuszczamy olbrzymy.
Na drugą stronę Luangwa przeprawiamy się „pontonem” skonstruowanym z beczek. Obserwujemy „kółka” na wodzie, pozostawiane przez nurkujące hipopotamy. Mocny podjazd na piaszczystą skarpę i lądujemy w wiosce rybackiej. Nie znają tu angielskiego, choć ten jest oficjalnym językiem kraju.
Paweł zamienia kilka słów w lokalnym języku. Dzieciaki rybaków wskakują na pakę samochodu. Jadą z nami. W środku buszu, pośród połamanych przez słonie drzew i suchych, złotych liści mijamy samotnych rowerzystów. Jesteśmy na granicy diecezji…
Możesz pomóc misjom:
Więcej o ośrodku Dom Nadziei na: www.domnadziei.com oraz www.homeofhopeoutreach.com
Więcej informacji n/t możliwości wsparcia projektów edukacyjnych na terenie misji w Lumimba przez kontakt ze zgromadzeniem: www.ojcowiebiali.org
Krzysztof Błazyca