Tomas Tranströmer jest poetą wyciszenia, poszukującym w rozedrganym świecie śladów obecności Boga.
06.10.2011 14:09 GOSC.PL
Po raz pierwszy od 15 lat literacka Nagroda Nobla powędruje do poety. Dodajmy od razu – dobrego poety. Tomas Tranströmer nie ma w sobie nic z krzykliwości niektórych wcześniejszych laureatów, takich jak Dario Fo czy Elfriede Jelinek. Jest poetą wyciszenia, nasłuchiwania, poszukującym w rozedrganym świecie śladów obecności Boga. W skondensowanej, wręcz ascetycznej, formie wyraża tęsknotę za sensem: „Dość mając wszystkich, którzy przychodzą ze słowami,/ ze słowami, ale nie mówiąc nic,/ wyjechałem na zaśnieżoną wyspę./ Pustkowie nie zna słów./ Niezapisane stronice ciągną się na wszystkie strony!/ Natrafiam na ślady sarnich kopytek w śniegu./ Mowa, choć żadnych słów” (tłum. Czesław Miłosz).
Zachwycił mnie ten wiersz i nieczęste w dzisiejszej literaturze widzenie świata jako tekstu, który coś ważnego znaczy. W twórczości Tomasa Tranströmera człowiek jest jak romańska świątynia, w której „otwiera się sklepienie za sklepieniem bez końca”, a miłość sprawia, że „wszystkie znaki zapytania poczynają śpiewać o istnieniu Boga”. To duża ulga, że taka poezja jest jeszcze nagradzana.
Szymon Babuchowski