Skandaliczna decyzja PKW odbierze Kongresowi Nowej Prawicy prawo do zasiadania w parlamencie?
30.09.2011 10:25 GOSC.PL
Szok i niedowierzanie! Kongres Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikke uzyskał w ostatnim sondażu przeprowadzonym przez MSG/KRC MillwardBrown 4 proc. poparcia. Wiadomość trudna do uwierzenia nie tylko dlatego, że ostatnio ugrupowanie kierowane przez tego publicystę udającego polityka uzyskało takie poparcie w ogólnopolskim sondażu chyba kilkanaście lat temu (nie mówiąc o wyborach, w których 4 proc. UPR, PJKM etc. nigdy nie osiągnęły). Także dlatego, że Kongres Nowej Prawicy, w wyniku skandalicznej decyzji Państwowej Komisji Wyborczej, zarejestrował listy jedynie w 21 okręgach.
Idąc tym tokiem rozumowania, gdyby ten sondaż traktować jako prognozę wyborczą i gdyby założyć, że sondażownia dała możliwość „głosowania” na KNP wszystkim, bez względu na to, czy w ich okręgach lista Korwina kandyduje, należałoby podzielić jej wynik mniej-więcej przez dwa. W innym wypadku tak wysoki wynik tego komitetu możliwy jest tylko jeśli założymy, że jego poparcie w tych okręgach, w których startuje, wynosi średnio ok. 8 proc.
Od rzecznika firmy Kuby Antoszewskiego, dowiedziałem się, że o poparcie dla Kongresu Nowej Prawicy pytano wszystkich respondentów. Pierwszy powód do mnie nie przemawia, choć nie jestem socjologiem i być może jakiś przekona mnie do tego rozwiązania: różnicowanie ankietowanych wedle okręgów wyborczych zaburzałoby ich reprezentatywność. Drugi powód jest o wiele ciekawszy: SMG/KRC zdaje sobie sprawę z dziwacznej decyzji PKW, wie, że Janusz Korwin-Mikke wciąż walczy przed sądami o rejestrację list w całym kraju. Teoretycznie możliwe jest, że walkę tę wygra, w związku z czym nie powinno się odbierać ludziom możliwości zaznajomienia się z jego poparciem w całym kraju.
Wyobraźmy sobie sytuację następującą – Korwin walkę przegrywa. W kolejnym sondażu SMG/KRC KNP uzyskuje ponownie 4 proc. poparcia. Sytuacja powtarza się u innych sondażowni. 9 października komitet uzyskuje w skali kraju 2 proc. poparcia, albo ciut więcej. Dzień po ogłoszeniu wyniku wyborów Janusz Korwin-Mikke idzie do Sądu Najwyższego i składa protest wyborczy. Jego teza jest następująca: wybory są nieważne, ponieważ PKW bezprawnie odebrała jego komitetowi prawo do wystawienia list w całym kraju, mimo iż zarejestrował kandydatów w 21 okręgach. W dodatku sondaże wskazują na to, że gdyby KNP startowało w całym kraju, mógłby uzyskać poparcie co najmniej 4 proc. wyborców. Co najmniej – bo brak list w całym kraju utrudnił mu kampanię, m.in. ze względu na brak promocji w tych okręgach, w których nie startował, mniejszego dostępu do czasu antenowego w telewizji, czy absencji w debatach przedwyborczych w TVP.
Sąd musiałby wykazać, że sondaże nie są prognozą wyborczą, w związku z czym nie mają za zadanie unaocznić, jaki będzie ostateczny wynik wyborczy. I miałby rację, bo firmy badawcze od lat nie chcą przeprowadzać prognoz, woląc sondaże, których inflacji doświadczamy. Z drugiej strony, wezwany na świadka szef tego czy owego ośrodka miałby dylemat: bronić tezy o tym, że nie należy traktować sondażu jak prognozy, czy też, walcząc o dobre imię swojej firmy, udowadniać, że jej badania ukazują rzeczywiste poparcie dla poszczególnych komitetów wyborczych? Być może Janusz Korwin-Mikke zyskałby w ten sposób sojusznika – ośrodki badania opinii, które do tej pory oskarżał o nie zauważanie jego działalności, bądź zaniżanie jego realnego poparcia. Wspólnie doprowadzą do unieważnienia wyborów?
Oj się będzie działo.
Stefan Sękowski