Nasze babki, co prawda, do ślubnych zdjęć pozowały. Może i listy miłosne pisały. Ale wiedziały też, że aby coś „odgrzać”, trzeba mieć zapasy.
W Chinach lawinowo rośnie liczba rozwodów. Ale że Chińczyk człek przemyślny, to po wynalezieniu papieru, kompasu i pieniądza, odkrył i sposób na wypalone, małżeńskie uczucia. Dzięki chińskiej myśli techniczno-pocztowej w służbie miłości połączone zostały poprzednie wynalazki: nowożeńcy na papierze piszą do siebie listy miłosne, nadają je za pieniądze na chińskiej poczcie. A chińska poczta dostarczy je odbiorcom... 7 lat później. Kiedy to już uczucia młodych nie tak silne, a i o kryzys małżeński nietrudno. Małżonkowie list przeczytają, wzruszą się, i zapewne „odgrzana” miłość po chińsku wybuchnie na nowo. W Polsce pomysł raczej nie wypali. Bo po prostu poczta nie zdąży na czas. Ale nie ma się czym martwić: idea nowatorską nie jest. Dawno, dawno temu stworzyli ją wcale nie Chińczycy, lecz nasze prababki i pradziadowie. Wtedy chociażby, gdy zaraz po ślubie pozowali do portretów, do zabawnych dagerotypów, a następnie coraz to lepszych technicznie fotografii. Wieszano te miłosne landszafty „ku pamięci” na ścianach, ozdabiano papierowymi kwiatkami. I trwały, mimo burz i naporów, 30, 40, 50 lat. Tyle że dawna Polska to nie współczesne Chiny. Polskim babciom i dziadkom, choć nawet czasem próbowano, nie poszatkowano jak kapusty pekińskiej wielowiekowej tradycji. Nikt też, z mocy prawa, nie wkraczał biurokratycznymi butami między małżonków i np. nie deptał prawa do urodzenia więcej niż jednego dziecka. Więc gdy po 7 latach tradycyjnego małżeństwa po polsku rzeczywiście pojawiał się kryzys, czasem i wystarczyło popatrzeć na uśmiechniętego męża i młodziutką żonę. I serce mocniej zabiło. Współcześni małżonkowie, nie tylko chińscy, w kwestii przepisu na małżeńską miłość po latach mają chyba trudniej. Choćby nawet dwie pozowane ślubne sesje zdjęciowe zamówili. Choćby nawet i poczta (jakimś cudem) z dostarczeniem listu się wyrobiła. Nasze babki, co prawda, do ślubnych zdjęć pozowały. Może i listy miłosne pisały. Ale wiedziały też, że aby coś „odgrzać”, trzeba mieć zapasy. Bo z pustego to już ani Polak po szkodzie, ani zmyślny Chińczyk nie odgrzeje. Więc jak w tradycyjnym przepisie gotowały długo, z dobrych składników i na niewielkim ogniu. I zawsze wychodziło świeże. Zamiast chińskiej zupki instant domowy rosół.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska