Notatki frontowe

Ktoś powiedział: "Jezus nie mówił, aby go bronić, lecz naśladować". Czy więc sądy są właściwym miejscem obrony "uczuć religijnych"?

Wygląda na to, że można profanować. Orzeczenie prokuratury ws. krzyża z puszek i ukrzyżowanego... pluszowego misia (rozczulające; przeczytaj: Krzyż z puszek i ukrzyżowana zabawka), iż „brak tu znamion czynu zabronionego”, odgrzane w związku z „The Voice of Poland”  żenujące „biblijne” - i jak się okazuje zgodne z prawem, sic! - popisy Adama Darskiego („sztuka” prymitywna par excellence - vide: Nergal uniewinniony), no i w końcu niedawne wyznanie Magdaleny Środy, która też „nieraz ma ochotę podrzeć Biblię” ale „nie odwołuje się do tego rodzaju gestów”  (Super Express, SE.pl z dnia 06.09.2011)  -  eh, ta gadka szmatka pod publikę - podkręcają emocje wokół zjawiska „obrazy uczuć religijnych”.

A że piłka od dawna na boisku i "przeciwnik" dobrze radzi sobie w ataku, wypada zająć pozycję obrony. Dumamy więc jak podobny mecz rozegraliby inni. Strzelamy celne uwagi niczym gole do bramki: „Gdyby to uczyniono z Koranem…”  „Niechby obrażono Żydów…”, nie wspominając już o środowiskach LGTB, itd., itp. Zapewne larum by się podniosło. Byłyby sądy, wyroki, może i pisma słane do Strasburga. Ach, co to by był za bal!

A „katole”, jak to „katole” - najlepiej gdyby "morda w kubeł" (polecam tu interesujący tekst Macieja Pawlickiego: Katole morda w kubeł). A tak wszak nie chcemy! I słusznie. Tyle, że gramy… w innej drużynie. Innego mamy  trenera. Inną taktykę. Przynajmniej w teorii. A że przegrywamy w tych „religijno uczuciowych” rozgrywkach na salach sądowych?

Niebezpiecznie pomyślałem, że może mimo wszystko... zagrywamy nieodpowiednio, jakkolwiek w intencjach szczerych? Może niepotrzebnie dajemy się prowokować, zbyt gwałtownie reagujemy na obrazoburcze chamstwo, za często się „obrażamy”, a w religijności jesteśmy zbyt „uczuciowi”? Ot, idealna pożywka dla "mistrzów" obrazy uczuć religijnych. Skądinąd żałosnych, samych wydających świadectwo o swoim wyczuciu smaku, kulturze osobistej i możliwościach spożytkowania potencjału inteligencji. 

Owszem, logika „odwetu” na drodze prawnej wydaje się słuszna. Zrozumiałe jest wzburzenie, ba! - nawet „wojna sprawiedliwa”. Mamy prawo, a na podpórkę artykuł 196 KK: „Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Że to kuleje w praktyce i nie zaspokaja wnioskodawców, to – w kontekście zarzutów wobec Adama Darskiego, Doroty Nieznalskiej, czy puszkowego krzyża – jest jasne. A jednak, trudno mi odeprzeć wrażenie, że im więcej takich akcji „obronnych”, to jakby bardziej w „obrażonych uczuciach”  puchniemy od środka. A to denerwuje. Bo uraz wewnętrzny chcemy zaleczyć od zewnątrz. A tu następuje delikatnie mówiąc "sprzeczność interesów".

Bez złudzeń. Prześmiewcom, ignorantom, cynikom i wszelkiej maści „aktywistom” co dobrego Boga i Jego Kościół mają „w poważaniu”, akcje prawne raczej piórek nie przykrócą. Ot, co najwyżej uśmieszek u tej gawiedzi wywołają, zakrapiany satysfakcją, iż katolików do wrzenia raz wtóry doprowadzić się udało.

A sądy, wyroki? Nawet jeśli pozwani w majestacie prawa za swą „sztukę” i wszelakiej maści "ekstrawagancje" pokutować by mieli (co jak widać się nie zapowiada) – to tylko w usposobieniu obranym utwierdzić ich to może. Wyroki sądu, jeśli już zapadają to raczej… nie nawracają.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Krzysztof Błażyca