…ojczyzno, jesteś zgubiona – chciałby chyba zakrzyknąć Michał Szułdrzyński po przejrzeniu list PiS do parlamentu.
14.09.2011 11:53 GOSC.PL
Michał Szułdrzyński z „Rzeczpospolitej” martwi się, że klub Prawa i Sprawiedliwości w przyszłej kadencji sejmu nie będzie zajmował się merytoryczną pracą, a naukowymi dysputami. Dowodem na to ma być pokaźna liczba nieotrzaskanych w politycznych bojach naukowców, profesorów uniwersyteckich i działaczy ośrodków eksperckich. – Skoro i tak rządzić będzie Platforma Donalda Tuska (to wciąż najbardziej prawdopodobny scenariusz na następną kadencję), zamiast użerać się z partyjnymi działaczami, Jarosław Kaczyński przesiadywać będzie w siedzibie PiS lub w pokoikach klubu parlamentarnego i przy szklance czerwonego wina rozprawiać o najważniejszych wyzwaniach intelektualnych rzucanych przez erę ponowoczesną – pisze w artykule „Klub dyskusyjny zamiast parlamentarnego”.
Zacznijmy od najważniejszego: jeśli organizacji spotkań nie powierzy mieszkańcom studenckiej komuny, Jarosław Kaczyński wino pić będzie raczej z kieliszka, niż ze szklanki. Jeśli zaś chodzi o taką błahostkę, jak nadreprezentacja ludzi ze środowisk naukowych na listach PiS do sejmu, to też mam pewne obawy, aczkolwiek są one zupełnie innej natury, niż te, jakie ma publicysta „Rzepy”. Parlament służy do tworzenia prawa, a nie do partyjno-personalnych przepychanek (przynajmniej w teorii). Dlatego też ważniejszy jest odpowiedni udział w pracach obu izb prawników bądź ekonomistów, niż celebrytów i partyjnych wyjadaczy z „zakonu PC”. Po ekspertach spodziewam się lepszej pracy w komisjach parlamentarnych i mniej bubli prawnych przyjmowanych przez sejm i senat. Poza tym – bez obaw. Każdy profesor ma za sobą co najmniej kilkaset potyczek nie tylko na radach wydziału, w senacie uczelni, ale przede wszystkim w kuluarach. Były rektor nie będzie odstawał w tego rodzaju rozgrywkach od Joachima Brudzińskiego i Jacka Kurskiego razem wziętych.
Moje obawy są dwojakiej natury: po pierwsze, eksperci z list PiS to postaci poglądowo od Sasa do Lasa. Choć nie jest to rozstrzał taki, jak w PO, na której zmieścić mogli się i Jacek Żalek i Bartosz Arłukowicz, to jednak symboliczne jest to, że dwie twarze gospodarcze opozycji – byłego działacza UPR Przemysława Wiplera i współpracownika „Obywatela” prof. Jerzego Żyżyńskiego dzielą światy. Który głos się przebije, który jest tym prawdziwym głosem Prawa i Sprawiedliwości? To zależy przede wszystkim od Jarosława Kaczyńskiego. I tu moja druga obawa: to on rozdaje karty i wiedza wiedzą, a merytoryczna praca pracą merytoryczną, ale w ostatecznym rozrachunku mogą liczyć się przede wszystkim partyjno-wyborcza taktyka i polityczne kiwki. Jakby co Prezes może zgasić nazbyt aktywnego zwolennika deregulacji i przeciwnika podwyżki podatków; na nic zdadzą się szumne zapowiedzi zmiany prawa w Polsce.
Obawy te potwierdza los platformerskich intelektualistów. Paweł Śpiewak, zniechęcony, po jednej kadencji w sejmie rozstał się z polityką, natomiast Jarosław Gowin stał się kwiatkiem do kożucha, który nie ma kompletnie żadnej siły przebicia w partii i najwyraźniej służy jedynie jako argument przeciw tezie, iż PO jest partią stricte lewicową. Z naukowcami z PiS pewnie będzie podobnie – choć gra jest warta świeczki.
Stefan Sękowski