Przywódca Korei Północnej Kim Dzong Il odebrał w piątek w Phenianie w towarzystwie syna Kim Dzong Una defiladę wojskową z okazji 63. rocznicy utworzenia Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, co wskazuje, iż plan rodzinnej sukcesji władzy pozostaje w mocy.
Wykształcony w Szwajcarii Kim Dzong Un, którego datą urodzenia ma być rok 1983 lub 1984, jest najmłodszym z trzech znanych synów Kim Dzong Ila. W ubiegłym roku otrzymał stopień czterogwiazdkowego generała i został wybrany wiceprzewodniczącym partyjnej Centralnej Komisji Wojskowej. Obserwatorzy widzieli w tym zapowiedź rychłego przejęcia władzy po ojcu, który w 2008 roku doznał najprawdopodobniej wylewu krwi do mózgu i publicznie prezentował się wyraźnie osłabiony.
Jednak 69-letni obecnie Kim Dzong Il odbył w ciągu ubiegłych 18 miesięcy cztery zagraniczne podróże, co wskazuje na poprawę stanu jego zdrowia i być może opóźnienie procesu sukcesji. Młodszy Kim pokazał się publicznie po raz pierwszy w październiku ubiegłego roku na defiladzie wojskowej, stojąc obok ojca. W tym roku towarzyszył mu w licznych wizytacjach kraju w ramach sprawowania przez Kim Dzong Ila tak zwanego polowego kierownictwa.
Zdaniem analityków, nawet jeśli sukcesja faktycznie nastąpi, to nie spowoduje większych zmian politycznego kursu KRL-D, która kosztem coraz większej izolacji na arenie międzynarodowej i fatalnej sytuacji żywnościowej forsuje prace nad bronią atomową i rakietami balistycznymi dalekiego zasięgu.
Napięcie na Półwyspie Koreańskim osiągnęło poziom nie notowany od dwóch dziesięcioleci, gdy w ubiegłym roku dwie akcje zbrojne Korei Północnej - storpedowanie południowokoreańskiej korwety i ostrzał artyleryjski południowokoreańskiej wyspy na przygranicznym akwenie Morza Żółtego - pociągnęły za sobą 50 ofiar śmiertelnych.
Piątkowe święto nie było dla Phenianu bynajmniej okazją do złagodzenia agresywnej propagandowej retoryki. Komentujący defiladę telewizyjny spiker oświadczył: "Jeśli dojdzie do wojny o ten kraj, broń ta przyniesie zniszczenie naszych wrogów. Nasza armia pokaże cudzoziemcom siłę i potęgę tego wielkiego kraju".