Amerykańscy katolicy proszą prezydenta Baracka Obamę o wysłanie obserwatorów na wybory w Demokratycznej Republice Konga. Po co?
Wspólny apel wystosował tamtejszy episkopat oraz katolicka agencja pomocy humanitarnej Catholic Relief Services. Ich zdaniem przed zbliżającymi się wyborami w krainie Wielkich Jezior może dojść do eskalacji przemocy, a w konsekwencji do katastrofy humanitarnej.
Amerykański Kościół zaapelował do prezydenta Baracka Obamy i sekretarz stanu Hillary Clinton o zaangażowanie na rzecz pokoju i stabilizacji w Środkowej Afryce. Wschodnie rubieże Konga od ponad 15 lat są naznaczone nieopisanym cierpieniem milionów mieszkańców. W nierozwiązanych konfliktach wewnętrznych i zewnętrznych miliony Kongijczyków straciło życie lub zostało migrantami wewnętrznymi a setki tysięcy kobiet doświadczyło przemocy. Amerykańcy katolicy mają nadzieję, że podobnie jak w Południowym Sudanie, tak i w Demokratycznej Republice Konga w sposób pokojowy i na drodze negocjacji uda się ustabilizować sytuację.
O przejrzyste przygotowanie wyborów prezydenckich i parlamentarnych w Demokratycznej Republice Konga apelują także pracujący w tym kraju misjonarze zrzeszeni w organizacji „Pokój dla Konga”. Przypominają oni, że listopadowe wybory zadecydują o przyszłości tego afrykańskiego kraju, od lat nękanego krwawą wojną domową.
„Obecnie nie mówi się, już o otwartym konflikcie, jednak wciąż pogłębia się brak bezpieczeństwa. Napady na wioski i samochody, grabieże, zbiorowe gwałty, a także mordy i porwania dla okupu wciąż stanowią element codzienności Kongijczyków” – piszą misjonarze. Wskazują zarazem, że na teren kraju napływa wciąż wielu Rwandyjczyków podających się za wracających do kraju uchodźców. „Miejscowa ludność chce współpracować z krajami ościennymi, gotowa jest też na przyjęcie emigrantów. Nigdy jednak nie zgodzi się okupację ze strony Rwandy, dokonywaną czy to przy użyciu siły, czy powolnego napływu ludności” – czytamy w apelu organizacji „Pokój dla Konga”. Zrzeszeni w niej misjonarze przypominają, że wciąż nierozwiązanym problemem pozostaje kwestia ogromnych bogactw mineralnych Konga. Są one łakomym kąskiem dla rządów wielu krajów, a kontrola nad nimi stanowi główną przyczynę trwającego tam konfliktu.
Mieszkańcy szczególnie narażonego na działania wojenne kongijskiego regionu Kivu zbojkotowali ostatnio uroczystości 51. rocznicy odzyskania niepodległości. Przypomnieli, że nie można świętować wolności, gdy ludzie systematycznie są mordowani, a tereny bezprawnie grabione ze swych bogactw.
O pokój i zgodę w okresie wyborczym zaapelowali też wspólnie zwierzchnicy ośmiu wspólnot religijnych Demokratycznej Republiki Konga, w tym przedstawiciel katolickiego episkopatu. Wyrazili oni obawę, że kampania wyborcza zostanie wykorzystana do ostrej walki politycznej, co może zakończyć się tragicznie. „Nieszczęsne przypadki innych krajów afrykańskich niech posłużą za dzwonek alarmowy” – napisali kongijscy zwierzchnicy, apelując do polityków, by „nie igrali z ogniem”, pogłębiając w społeczeństwie podziały i szerząc nienawiść, zamiast szacunku i tolerancji.