Madryt stał się stolicą młodego Kościoła. Światowe Dni Młodzieży były pięknym świętem wiary i znakiem nadziei. Są również wyzwaniem. Aby Kościół nie stracił młodych, musi bardziej ofiarnie szukać ich i gromadzić wokół Pana.
Przez cały ten tydzień towarzyszyła mi myśl: ależ Jan Paweł II narozrabiał! To jego miłość do młodzieży i duszpasterski geniusz spowodowały to gigantyczne zamieszanie w Madrycie. Działo się tutaj sporo. Hiszpańską stolicę dosłownie opanowali młodzi katolicy z całego świata. Byli wszędzie. Z żółto-czerwonymi plecaczkami pielgrzyma, w koszulkach, kapeluszach z logo JMJ (hiszpański skrót ŚDM), z krzyżami na piersi, z narodowymi flagami. Uśmiechnięci, życzliwi, rozśpiewani, klaszczący, pozdrawiający się nawzajem. Emanowali jakąś dobrą energią. Radość nie opuściła młodych nawet wtedy, gdy ulewa i burza przerwały na moment wieczorne czuwanie na lotnisku Cuatro Vientos. Benedykt XVI wywoływał na każdym spotkaniu eksplozję radości. „Esta es la juventud del papa!” (Tutaj jest młodzież papieża!) – krzyczeli tysiące razy, na przemian z „Be-ne-dicto!”. Na zmęczonej twarzy 84-letniego papieża co chwila pojawiał się uśmiech. – Kiedy widzę was tutaj, licznie przybyłych z całego świata, moje serce napełnia się radością i myślę o szczególnej miłości, z jaką spogląda na was Jezus – mówił podczas Mszy św. kończącej ŚDM. Wzywał: – Świat potrzebuje świadectwa waszej wiary, z pewnością potrzebuje Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz