Zmartwychwstanie Jezusa wszystko zmieniło.
Zmartwychwstanie Jezusa wszystko zmieniło. Na pewno w życiu tych, którzy uwierzyli w nie. Stało się po prostu centrum ich życia. Mówiąc kolokwialnie, wywróciło do góry nogami dotychczasowy porządek. Bo nadzieja życia wiecznego to coś, za czym w świecie po brzegi wypełnionym bólem i śmiercią na pewno warto pójść. Zwłaszcza gdy jest ona poświadczona, jest nie tylko świadectwem tych, którzy widzieli Jezusa Zmartwychwstałego, ale także wieloma „znakami i cudami” – jak czytamy w Dziejach Apostolskich – jakie działy się przez nich. Cień przechodzącego Piotra uzdrawiał chorych i opętanych. Niemożliwe stawało się możliwe. Czy można było wobec takiej szansy na życie wieczne przejść obojętnie? Nic dziwnego, że „coraz bardziej (...) rosła liczba mężczyzn i kobiet przyjmujących wiarę w Pana”.
Charakterystyczne, że ten wywrócony przez przyjęcie wiary w Chrystusa porządek życia przejawiał się w mocnym konkrecie: „Trzymali się wszyscy razem w krużganku Salomona”. Tworzyli w społeczeństwie nową, zwartą grupę. Do tego stopnia, że „z obcych nikt nie miał odwagi dołączyć się do nich”. Nie ze strachu. „Lud ich wychwalał”. Z przekonania, że dołączenie do tej nowej grupy wymaga dokonania rewolucji w swoim życiu.
A dziś? Czasem możemy usłyszeć narzekanie, że współczesne chrześcijaństwo nie jest takie, bo nie tak powszechne jak dawniej są znaki i cuda. To prawda, ale czy dzisiejsi wyznawcy Chrystusa tak bardzo różnią się od reszty społeczeństwa jak pierwsi chrześcijanie odróżniali się od mieszkańców Jerozolimy? To chyba jeden z głównych problemów „masowego chrześcijaństwa”. Gdy w społeczeństwie „wszyscy są chrześcijanami”, za chrześcijan uchodzą też ci, którzy z wiarą w Jezusa Chrystusa mają niewiele wspólnego. Oszczercy, złodzieje, cudzołożnicy, a nawet mordercy. Ba, nawet ci, którzy „wierzą, ale…”, czyli tak naprawdę wierzą sobie, a Chrystusowi na tyle, na ile im to wygodne.
Jeśli chrześcijaństwo sprowadza się do szczątkowych religijno-zabobonnych praktyk, nie może być dla nikogo atrakcyjne. Jak to zmienić? Zacząć od siebie. Stać się wierzącym konsekwentnie.
Andrzej Macura W I czytaniu